Wahasz się, zastanawiasz, nie wiesz, czy to dobra życiowa decyzja? Oto 10 doskonałych powodów, które z pewnością przekonają Cię, że warto mieć dziecko.
Wahasz się, zastanawiasz, nie wiesz, czy to dobra życiowa decyzja? Oto 10 doskonałych powodów, które z pewnością przekonają Cię, że warto mieć dziecko.
Jak co roku problem z tym Mikołajem, bo przecież grube prezenty pójdą dopiero pod choinkę, a słodyczy bachorowi dawać nie ma sensu. Po pierwsze znów będzie latał po domu naspidowany cukrem, po drugie i tak dostanie od babci. Macie to jak w Żelaznym Banku z Braavos. Kupcie książkę. W razie jakichkolwiek wątpliwości. Zawsze. Kupcie. Książkę. Serio.
- Mamo, zagramy wieczorem w Raymana? - pyta Precel w przededniu swoich szóstych urodzin.
- Okej, ale niespecjalnie pamiętam, co tam się robiło.
- Nie martw się Mamo, ja to wszystko ogarnę. Nauczę cię, i pada ci włączę, a ty zrób sobie herbatę. - rzuca delikwent z wystudiowaną nonszalancją, ale widać, że w środku gotuje się z radości.
No do jasnej, ciężkiej cholery. Za każdym razem, gdy wraca Matka z nową kartonówką pod pachą, to myśli sobie "no dobra, ale ta to już naprawdę była ostatnia". No bo jak, takie wielkie smoczyska w domu, wyżarte i odkarmione na ludzkiej krwawicy, wyedukowane po pachy, ą, ę i słowa czterosylabowe, a tu książeczka kartonowa? No serio? Otóż serio. No więc poprzednia miała być ostatnia, ale tak się jakoś złożyło...
Szumi w muszelkach poupychanych gdzieś w szufladach, w oszlifowanych szkiełkach, w szarych gładkich kamykach. Kusi zapachem smażonej flądry, nęci smakiem gofrów z bitą śmietaną, woła głosem tego pana, co to niestrudzenie maszeruje tam i z powrotem, taszcząc wory gorącej kukurydzy i orzeszków w karmelu. Wzywa krzykiem mew, zupełnie już rozbestwionych o zachodzie słońca. Morze.
Nic chyba nie wywołuje w Matce większej frustracji, jak obserwowanie bachora, który z podziwu godnym uporem pcha niewłaściwy puzel do niepasującej dziurki, a gdy w końcu uda się wryć go tam siłą, przygląda się z bezbrzeżnym zdumieniem niepasującym obrazkom. Serio, pojęcia nie macie, jakiej siły woli wymaga przyglądanie się temu i cedzenie ociekającym miodem głosem przez zaciśnięte zęby "a jesteś pewien?...". Na szczęście nic nie trwa wiecznie - promocje w Biedrze, słoik Nutelli w naszym domu ani ten straszliwy okres, kiedy układanie puzzli to dla Matki najbardziej stresujące zajęcie świata.
Utopce, smoki, śpiący rycerze, diabły, syreny, południce, świecki i kłobuki. Mocno się ostatnio od tego tałatajstwa pod naszym dachem zaroiło. Stwory baśniowe, mitologiczne, historyczne, legendarne, magiczne - wszystko jedno, dobre, bo polskie! Dziś trochę lokalnego patriotyzmu w wydaniu nadprzyrodzonym.
Był rok 1990, a Matce przez myśl nie przeszłoby jeszcze wtedy, że może zostać matką, kiedy wydawnictwo Orbita wypuściło na rynek pierwszy tom Hugo, jednej z najpopularniejszych w Belgii serii fantasy skierowanej do młodszych czytelników. I nic Matki nie obchodziło, że edycyjnie wydanie to stało na poziomie kałuży w upalny dzień - kolory mocno wyblakłe, kreski znikające nagle, a nieraz cała strona przesunięta. Wtedy obchodziła ją jedynie wylewająca się ze stron magia - magia przygody i czarodziejskich krain. Nie dziwcie się więc, że pojawienie się w naszym domu olbrzymiego, zbiorczego wydania w pięknej twardej oprawie wywołało radosny kwik. Głównie osób urodzonych w poprzednim stuleciu.