Trzylatek to już nie dzidziuś jakiś - trzylatek to już jest gość! I kostką dobrze rzuci, i pola dobrze policzy, i ustawienie żetonów zapamięta, można więc rzucić go na nieco głębsze planszówkowe wody.
Być może pamiętacie nasz wpis o grach planszowych dla dwulatka - wtedy pokazaliśmy propozycje z pogranicza gier i zabawek, które ledwo ocierały się o miano planszówek. Teraz proponujemy już gry pełną gębą - trzy pozycje bardzo od siebie różne, z których każda wspomoże nieletnie potwory w nabywaniu zupełnie innych umiejętności. No to do roboty!
Shopping List – Orchard Toys
Zdecydowany faworyt w każdej sytuacji, gra, którą wymęczyliśmy już w dziesiątkach partii, a którą małe ręce ciągle chętnie zdejmują z półki, roboczo zwana w naszym domu "zakupami". Najpierw graliśmy jedynie z Preclem, ale teraz, gdy Kluska osiągnęła stateczny wiek dwóch i pół roku, również ona dosiada się do rozgrywki - i choć nie zawsze wystarczy jej cierpliwości, by wysiedzieć z nami całą partię (wszak przy czterech graczach trzeba okrooopnie dłuuugo czeeekać na swoją kolej, meh!), to z mechanizmem gry radzi sobie bez najmniejszych problemów. A mechanizm ten to najzwyklejsze w świecie memory, choć zapodane ładnie.
O co chodzi? Najpierw rozkładamy zakryte kafelki przedstawiające różne produkty ze sklepowej półki, potem każdy z graczy otrzymuje kosz na zakupy i listę produktów, które musi zgromadzić. No i odkrywamy kafelki, starając się zapamiętać, co gdzie jest - i trafić w swoje produkty. Gra ćwiczy pamięć i cierpliwość - w założeniu, bo są takie dni, kiedy mały potwór nas masakruje doskonałą pamięcią, ale są i takie, gdy ósmy raz z rzędu podnosi ten sam bakłażan, dziwując się bardzo, że cały czas widzi to samo. Dodatkowo, jeśli Matka jest świeża, pełna werwy i niezbyt wymemłana przez życie, to upiera się na granie "po angielsku". Acha, są też rozszerzenia z większą ilością produktów, ale my akurat nie mamy. Jeszcze.
Grę można kupić tutaj.
Wesoła Farma – Haba
Gra, którą kupiliśmy nieco w ciemno (no dobra, Matka jest gadźeciarą i skusiła ją plansza z głośniczkiem wydająca dźwięki "farmerskie"), a która okazała się strzałem w 10. Jak to często bywa w przypadku tego producenta, pudełko kryje naprawdę solidnie wykonane drewniane i kartonowe elementy, przy pomocy których można rozegrać kilka prostszych lub trudniejszych wariantów gry. Wariant podstawowy to gra kooperacyjna, co bardzo cieszy gdy gra z nami Kluska, bo ostatnimi czasy dość już mamy bratersko-siostrzanej rywalizacji.
Gracze kolejno rzucają kością i przesuwają po planszy pionek psa, który chce odwiedzić wszystkie zwierzęta na farmie (w ustalonej losowo kolejności) przed zmrokiem. Dzięki temu Kluska ładnie opanowała przesuwanie pionka po planszy o wybraną ilość pól, co na początku sprawiało jej trudność. Jedna ze ścianek na kości przedstawia gwiazdę - jeśli wypadnie, dodajemy znacznik na torze "nocy". Gracze wygrywają, jeśli zrealizują zadanie przed dołożeniem wszystkich gwiazd. I tyle.
Minusy? Po pierwsze cena, ale tę rekompensuje nieco bardzo wysoka jakość. Po drugie umieszczone w planszy mikre przyciski z odgłosami zwierząt są trudne do wymacania i naciśnięcia małym paluchem, co czasem rodzi frustrację. Dodatkowo prawdopodobieństwo przegranej w wariancie podstawowym jest dość niskie, ale Potwory są jeszcze w tym wieku, że nie wydaje im się to podejrzane.
Grę można kupić tutaj.
Pewnego Razu – Hobbity.eu
A teraz coś z zupełnie innej beczki - gra narracyjna, wspomagająca do tego rozpoznawanie kształtów przy pomocy dotyku. Najpierw każdy z graczy wybiera planszę ze zwierzątkiem, na której musi uzupełnić wylosowane z woreczka kartonowe żetony o odpowiednim kształcie i z odpowiednim rysunkiem. I tutaj pierwsze wyzwanie, bo dla dorosłego wymacanie kwadratowego czy owalnego żetonu to nie problem, a dla trzylatka to arcytrudne zadanie (zwłaszcza jedną ręką). Czteroletni Precel ciągle miewa z tym spore problemy, a Kluska mimo naszych zachęt wyciąga po prostu jakikolwiek żeton, który jej się w łapę napatoczy. Pośród żetonów jest również wiele takich, które pasują kształtem, ale nie obrazkiem - te układamy na środku stołu, tworząc z nich "tor opowieści". Kto pierwszy skompletuje swoją planszę, w nagrodę opowiada bajkę, wplatając w nią przedmioty z obrazków na torze opowieści.
Tutaj Kluska zaskoczyła nas bardzo już w drugiej rozgrywce, formułując nie tylko w miarę złożone zdania, ale i układając częściowo spójną historyjkę. Punkt dla niej, bo Matka była gotowa zadawać pytania w stylu "A co to? To misio!", a tymczasem Kluska zapodała nam historię o misiu lecącym rakietą na księżyc. Minusy? Jak dla nas, to jest za dużo żetonów, co wydłuża rozgrywkę, a co gorsza wydłuża tor opowieści do rozmiarów trudno ogarnialnych paroletnim umysłem. Ale to akurat łatwo skorygować, po prostu wyjmując część z nich.