Jest nam trochę wstyd, ale musimy przyznać, że w wakacje graliśmy mało. Tylko nie mówcie nikomu, bo nie chcemy stracić geekowej reputacji.
Coś tam jednak poklikaliśmy i parę gier możemy Wam z czystym sumieniem polecić. Za to już w tej chwili jaramy się na wszystkie jesienne zapowiedzi jak przysłowiowa flota Stannisa.
Hell yeah! Precel, istota natury obsesyjno-kompulsywnej, wsiąkł na całego. Kolejna odsłona przygód światowej sławy złodziejaszka z rodziny szopowatych często przerasta jeszcze jego zdolności manualne (zwłaszcza problematyczne jest dla niego sterowanie kamerą, a jej praca jest tu niestety daleka od ideału), ale fun jest wielki. Sly i jego dzielna ekipa podróżują w czasie, lądując w samurajskiej Japonii, Anglii czasów Robin Hooda, epoce lodowcowej, Arabii z tysiąca i jednej nocy czy w końcu na Dzikim Zachodzie, a wraz z nimi ląduje tam nasz bachor o niezamykającej się paszczy, raczący nas podczas rozgrywki tysiącami pytań. Próbka taka – dlaczego mamuty nie noszą spodni? No dlaczego?
Jednak to nie strzelanie do dzikich kojotów czy pogoń za pingwinami zrobiły na chłopaku największe wrażenie, ale fakt, że jeden z bohaterów zostaje podstępnie zdradzony. Jak to tak? Musiała Matka w końcu wymyślić rozbudowany, alternatywny plot, w którym jednak przyjaciołom można ufać. Sly Cooper jest też pierwszą grą, w której Precel zetknął się z rozwiązaniem polegającym na tym, że cel osiągnąć można na różne sposoby. Niestety zupełnie nie przemawia do niego fakt, że gra o mistrzowskim złodziejaszku wymaga finezji, skradania się i omijania przeciwników. 'Brute force approach' to jego domena - nie zawsze ma jednak szanse powodzenia. Ale uczy się chłopak, więc jest nadzieja.
Tak, wiemy, Matka jest zapóźniona – ale cóż zrobić, Bastion ukazał się w czasach, gdy Precel intensywnie pluł przecieraną przez sitko marchewką. Jeżeli jednak jakimś cudem jeszcze o nim nie słyszeliście – to proszę, kolejne 3 grosze w tym temacie. Bastion piękny jest i basta. Internety określają go jako fabularną grę akcji, więc przy takiej definicji pozostańmy, jednak Matki zdaniem nie ma tam ani specjalnie rozbudowanej fabuły, ani zbyt wiele akcji. Znaczy akcja jest, ale nie czarujmy się, walka jest niezbyt trudna, niespecjalnie zróżnicowana i po niedługim czasie po prostu przestaje wciągać. Jest za to w Bastionie wiele innych walorów – wyczesana grafika, bardzo klimatyczny narrator i przede wszystkim najlepsza muzyka, jaką Matka od dawna słyszała w jakiejkolwiek grze. Czy warto? Jeśli macie trochę wolnego czasu, to pewnie warto. A jeśli nie, to kupcie samą muzykę i postawcie raczej na Child of Light. Też jest nudnawa walka i świetna grafika, a rozwiązania mechaniczne przynajmniej ciekawsze.
Toca Robot Lab jest dokładnie tym, co ma w nazwie – laboratorium do budowy robotów. A roboty to nie byle jakie, bo powstałe z przedmiotów dziwnych i nie potrzebnych, często ze złomu i odpadów, czyli – nie bójmy się tego powiedzieć wprost – tego, co tygrysy lubią najbardziej. Tak, to gra zachęcająca twoje dziecko do zabawy starymi rupieciami. Budujemy więc roboty, składając kolejno nogi, tors, ręce i głowę. Za każdym razem do wyboru są trzy różne elementy, więc ilość kombinacji i różnorodność robotów jest prawie nieskończona (no, przynajmniej w oczach dwulatka). Następnie świeżego robota zabieramy na jazdę próbną do laboratorium, gdzie możemy walić nim o ściany, latać w kółko, zbierać gwiazdki i przewracać elementy otoczenia – wszystko to przesuwając palcem po ekranie. Kiedy znajdziemy wielki magnes dostajemy kartę oceny i raport z działania naszego robota. Wszystkie systemy w gotowości, robot operacyjny? No to gratulacje, jedziemy od nowa. Kluska jest zachwycona. Precel również, ale tylko wtedy, gdy uda mu się znaleźć wszystkie gwiazdki. Wspominaliśmy już chyba, że odziedziczył po Matce gen kompulsywnego zbierania znajdziek.
Zawsze jest tak samo. Im bardziej się Ojciec na coś jara, tym bardziej potem gdera. Taką już ma naturę, marudek jeden. Jeśli chcecie sobie poczytać, dlaczego Second Son jest przeciętną grą i w gruncie rzeczy odgrzewanym kotletem, to zapraszamy tutaj.
Pisze Ojciec przykładowo, że dostał znów to samo, co wcześniej. Czy Was to dziwi, skoro to *trzecia* odsłona tej serii? Bo Matkę jakoś nie bardzo. A potem zaczyna wymienieać rzeczy, które jednak się twórcom udały - i okazuje się, że Second Son nie jest taki znowu najgorszy, że wciąga, że moce fajne.
I dogódź tu takiemu.