Dziś na blogu rzecz niebywała - przepis. Tak, oczy was nie mylą. W ponad trzyletniej historii matczynej pisaniny taki ewenement zdarzył się poprzednio jedynie raz. Ale cóż zrobić - mnóstwo razy pytaliście o nasze sowie babeczki, które z narażeniem życia i zdrowia piekła Matka na jesienny kiermasz szkolny. Oto i one!
Jeśli ktokolwiek przyjdzie tu powiedzieć, że gotowanie i pieczenie jest proste, to w krótkich i żołnierskich słowach usłyszy matczyne zdanie. Po takim zachęcającym wstępie trzeba jednak przyznać, że te sowie babeczki są zdecydowanie najprostszym i najszybszym sposobem, dzięki któremu można sprawić, że gromada siedmiolatków rozdziawi w uśmiechu swoje szczerbate paszcze. Niestety jest to przedsięwzięcie mało opłacalne - całość przygotowań zajmuje dobre pół godziny, a gotowy produkt znika w dziesięć minut. No i trzeba jeszcze zeskrobywać resztki surowego ciasta z podłogi gdy kogoś zbyt poniesie fala cukierniczego entuzjazmu.
Czujcie się ostrzeżeni! Do rzeczy zatem!
1. Pieczemy muffiny
Czekoladowe najlepiej. Można według swojego przepisu, Matka do garnka wam nie zagląda. Nasz przepis wygląda tak:
250g mąki
1 szklanka cukru
3 łyżki kakao
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 szklanka mleka lub wody
½ szklanki oleju
2 jajka
Matka podebrała go stąd i testowała już wielokrotnie, składniki odmierzając metodą, której daleko do laboratoryjnej precyzji. Samo wykonanie jest tak proste, że poradziłaby sobie z nim nawet niewielka ośmiornica cierpiąca na Alzheimera. Mieszamy wszystko suche, mieszamy wszystko mokre - mokre wlewamy do suchego i mieszamy razem. To nie jest fizyka kwantowa, proszę Państwa. Potem do piekarnika na 20 min. Matka daje na 175 stopni, bo ma cholernie agresywny piekarnik.
PRO TIP: Chujowa Pani Domu radzi można też kupić gotową miesznakę babeczkową w sklepie. Serio, można. Nikt nie widzi.
2. Przygotowujemy dekorację
Potrzebna będzie paczka małych czekoladowych markiz, paczka kolorowych draży w stylu m&m's czy lentilki i mleczna czekolada. Markizy trzeba podzielić na pół. Cholerstwo jest trudniejsze niż sie wydaje, bo bywa, że przy nieostrożnym podważaniu krem rozdziela się nierówno i markizę trzeba po prostu zjeść samemu. No bywa. Te części z kremem dekorujemy źrenicami z draży, części bez kremu kroimy na mniejsze kawałki i zrobimy z nich krzaczaste sowie brwi.
3. Sklejamy wszystko razem
Czekoladą ma się rozumieć, rozpuszczoną w - że użyje Matka "ą i ę" fachowego słownictwa - kąpieli wodnej, czyli na parze nad gotującym się garem. Babeczkom trzeba odkroić czubki na płasko, posmarować czekoladą, przykleić oczyska, brwi i nos z żółtej draży. Całość zostawić na chwilę, żeby czekolada zastygła.Et voila!
PRO TIP: Bachorom można dać do wylizania miskę z resztkami rozpuszczonej czekolady. Jest 10 minut spokoju, a potem nerwy, bo człowiek ryczy "Tylko nic nie dotykaj!!!". Korzyści pozostają umowne, raczej w szarej strefie.