Wakacje wakacjami, ale czytać trzeba. A że obie latorośle weszły już w tryb samoczynny - co ogólnie jest najlepszą rzeczą, jaka wydarzyła się na świecie od czasu wynalezienia papierowych osłonek na kubek z kawą, żeby w dłoń nie parzyła - to można zatrzasnąć je w pokoju z losowo wybraną grupą książek i rozkoszować się życiem. Nie oszukujmy się jednak, Klusce daleko jeszcze do lektury "Nad Niemnem".
Dlatego startujemy na blogasku z serią książek na jeden chaps - takich, które początkujące czytelniczo potwory łykną samemu. Kryteria? Dobre sobie, nie ma żadnych oprócz gustów pięcio i siedmioletnich potworów zamieszkujących nasze skromne progi. Czyli ma być krótko i porywająco.
Na pierwszy ogień Antonino, trzytomowa seria autorstwa Juana Ariony o przygodach wąsatego dżentelmena i jego przyjaciela niedźwiedzia. Seria "weszła" nam tak bardzo, że sprawdziliśmy nawet, czy więcej brawurowych zmagań Antonina z rzeczywistością jest dostępne, jak to mawiają, zagranico. Niestety nie.
Mamy więc te nasze trzy wyczytane książki, fajnie zilustrowane i na tyle skąpe pod względem tekstu, że nie odstraszają nawet Kluski. Tak więc w tomie "Walka z czasem" nasz bohater poznaje w dramatycznych okolicznościach swego przyszłego towarzysza, niedźwiedzia. Następnie w "Tam i z powrotem" przyglądamy się życiu codzienemu tej - było nie było - niecodziennej pary. W końcu w "Ze snu w sen" (skądinąd najulubienszym z tomów) wybieramy się z naszymi bohaterami do krainy Morfeusza.
Na każdej stronicy tekstu jest może ze dwie linijki, ale za to jest to tekst tak przezabawny w całej swej surrealistyczności, że doceniają to i potwory i Matka jednocześnie - choć może z nieco innych powodów. Antonino w swym małym kapelutku dokonuje czynów z kategorii larger that life, a nam pozostaje jedynie podziwiać go z szerokimi uśmiechami na twarzach. A potem od nowa, bo Antonino się nie nudzi. Przeciwnie, fakt że znamy go prawie na pamięć dodaje mu uroku.