Na początku Matka doszła do wniosku, że o Dzieciach z Bullerbyn nie ma sensu pisać. No dajcie spokój, lektura szkolna, każdy przecież zna, tylko się człowiek będzie produkował bez sensu. A potem wpadło nam w łapska nowe wydanie - duże, kolorowe, zilustrowane tak fajnie, że nie sposób nie uśmiechnąć się od ucha do ucha (takie Matce podwójne zaprzeczenie wyszło, a co!).
Otwiera człowiek tę książkę i od razu się wszystko przypomina - Lisa, Lasse i Bosse, skakanie na siano, łażenie po gałęziach, wyprawa do sklepu po kawałek kiełbasy, nocne błyskanie latarką, a przede wszystkim ten wspaniale genialny pomysł z pudełkiem na sznurku, dzięki któremu można przesyłać sobie sekretne wiadomości. Bardzo, ale bardzo Matka chciała mieć takie pudełko w dzieciństwie, ale okno sąsiadki było strasznie daleko.
Gdy Matka była siedmioletnią dziewczynką, bo w takim właśnie wieku jest narratorka Dzieci z Bullerbyn, bawiła się z koleżankami na ulicy. Czasem chodziła do pobliskiej cukierni po bitą śmietanę na kredyt, a pani sprzedawczyni łapała potem mamę wracającą z zakupów i egzekwowała dług. Biegała Matka z koleżanką do pobliskiego parku, skąd między garażami mieszczącymi maluchy i duże fiaty przeciskała się na teren dawnego wyrobiska, czyli na doły, jak mówiły lokalne dzieciaki. Zimą były tam najlepsze sanki. Właziła Matka na wielką czereśnię w ogrodzie, by lepkimi od soku paluchami zbierać najczerwieńsze owoce. Jeździła z zamkniętymi oczami na rowerze komunijnym, aż pewnego dnia wrąbała w parkową bramę i skrzywiła koło.
Przewraca Matka karty Dzieci z Bullerbyn i zastanawia się, czy Potwory będą w ogóle miały takie wspomnienia. Na ulicy bawić się nie będą na pewno - taki "urok" mieszkania w centrum dużego miasta. Ale "wolny chów" stoi bardzo wysoko na liście matczynych priorytetów rodzicielskich. W czasach, gdy niektóre dzieciaki dzień mają wypełniony szczelnie, a ze szkoły do domu nie są w stanie wrócić, bo po prostu nigdy tego nie robiły i nie wiedzą jak, Matka ma dość przyziemne oczekiwania. Chciałaby, żeby Potwory same chodziły do sklepu po masło. Czy to dużo? I tak, i nie. Dla dzieci z Bullerbyn to nic wielkiego. Ot, codzienność. Dla Precla to dość niepokojąca podróż. Dla Matki to cholerna wyprawa Drużyny Pierścienia do Mordoru - taki niepokój czuje na samą myśl.
Bullerbyn to stan umysłu. To miejsce, gdzie dzieci są traktowane z zaufaniem, gdzie mają miejsce na zabawę, ale i codzienne obowiązki. Miejsce, gdzie świat dorosłych widoczny jest nieco z oddali, a świat dziecięcy, ze wszystkimi jego fascynującymi problemami i zachwytami, jest jednocześnie zadziwiająco dojrzały. Bardzo by Matka chciała taki stan kiedyś osiągnąć. Do siódmych urodzin Precla zostały nam dwa lata, trzeba już zacząć nad sobą pracować, żeby kiedyś puścić smarkacza po to masło.
Nowe wydanie Dzieci z Bullerbyn od Naszej Księgarni jest po prostu śliczne. W pierwszej chwili człowiek przeżywa malutki szok poznawczy - no bo jak to, przecież okładka musi być żółta, zawsze była żółta! A do tego środek kolorowy, wprost nie może być! I ilustracja na każdej rozkładówce - czasem wielka, a czasem symboliczna. Jednak to wielkie, grubaśne tomisko, zilustrowane przez Magdalenę Kozieł-Nowak, natychmiast przykuwa uwagę Kluski. To się nazywa brak bagażu kulturowego, proszę państwa. I Kluska przegląda, "czyta", dopytuje, a Matka uśmiecha się od ucha do ucha. Dobrze nam się będzie czytało.
Pojedźmy klasykiem - to może być początek pięknej przyjaźni.
UWAGA, KONKURS!
WYNIKI KONKURSU!!
Kochani, zasypaliście nas przepięknymi wspomnieniami z dzieciństwa, często wzruszającymi, często szalenie zabawnymi. Dokonanie wyboru jest w takiej sytuacji nie lada sztuką. Z przyjemnością informujemy, że zwycięzcą zostaje Paweł, za brawurową i pełną niezwykłych zwrotów akcji historię o rozbitych kolanach i kradzieży roweru!
Chcielibyśmy też przyznać dwia wyróżnienia i dodatkowe, mniejsze nagrody-niespodzianki dla autorek odpowiedzi, które szczególnie nam się spodobały. Wyróżnienia wędrują do:
- Oli R. za wspaniałą historię o Smoku, czyli najlepszej huśtawce na świecie
- Ewa, za wspomnienia-obrazy z 1986 roku
Zgłoście się do nas prosze z adresami!
I jakoś tak przykro, że nie mamy więcej nagród, bo jeszcze z 10 by Matka rozdała lekką ręką...