Jest na naszej półce kilka książek, które Matka zalicza do kategorii "jadących po bandzie" - o tekście niespecjalnie nadającym się dla nieletnich uszu, a jednocześnie zbyt fantastycznych, żeby ich Potworom nie pokazać. Takie jest The Bento Bestiary.
O tym, że Japończycy bywają zdrowo rąbnięci, wie chyba każdy. Któż nie słyszał choć jednej historii o oryginalnych upodobaniach mieszkańców kraju kwitnącej wiśni? Japonia jest "dziwna", owszem, ale ze swoją niesamowitą mieszanką tradycji i nowoczesności, folkloru i technologii, etosów i dewiacji jest jednocześnie dla wielu gaijinów fascynująca. Tego zauroczenia nie ustrzegli się również Ojciec i Matka, charakteryzujący się dość zaawansowaną nipponofilią. I na taki lep złapali nas Ben Newman (tak, to autor naszego ulubionego Astrokota) i Scott Donaldson, tworząc niewielką książeczkę o japońskim folklorze. Na jego określenie przychodzą Matce do głowy same eufemizmy, więc przytomnie je sobie podarujmy, przechodząc od razu do lektury.
Precel, przechodzący ostatnimi czasy nawrót fascynacji potworami, wsiąkł w Bento Bestiary od razu. Co więcej, w pierwszej chwili odmówił nawet lektury (rzecz to niebywała), wertując jedynie ilustracje. Po kilka razy. Potem sam wymyślał najróżniejsze historie - najczęściej były to wariacje opowieści o japońskim potworze, który poszedł do sklepu po mleko. Może to i lepiej, bo przezabawne teksty Donaldsona skierowane są raczej do osób, które mają kilka lat więcej na karku. Chcecie próbki? Oto parę słów o Inugami (to rodzaj psiego demona zemsty): Posess many enemies, but lack the wherewithal to slaughter them yourself? Imbeciles make you want to rip your own heart out? And smack them to death with it? Just ask Inugami!
Matka cieszy się z Bento Bestiary na równi z Potworami, tylko z nieco innych powodów. To jedna z tych książek, które kupuje się bardziej sobie, niż potomkom (podobnie jak pozycje z Indeksu ksiąg zakazanych), bo są takie aspekty, których bachory siłą rzeczy nie docenią. Wytrzymajcie teraz, bo włączamy tryb informacji hermetycznych i nikomu niepotrzebnych. Istnieje w japońskiej sztuce motyw nocnej parady demonów i straszydeł, zwanych zbiorczo yōkai, w którym celował osiemnastowieczny artysta Toriyama Sekien. To właśnie jego drzeworyty wzięli na warsztat autorzy, tworząc swoje uwspółcześnione wersje klasycznych japońskich stworów. Taki smaczek. Jak tu się nie cieszyć?
Na koniec nasz ulubiony fragment Bento Bestiary, czyli piosneka Kappy - złośliwego potwora wabiącego dzieci do rzeki.
Oh, a tasty human child
is what I want for tea!
My tummy rumbles as I swim upstream,
when I spy you beneath a tree.
I tak przez siedem zwrotek. Miodzio. A o fascynacji potworami u pierworodnego będzie chyba Matka musiała napisać dłuższy tekst. Tymczasem zostawiamy Was z drugą porcją zdjęć z naszej zamierzchłej podróży po Japonii (pierwsza część tu). Jest nawet kilka yōkai na tych fotkach.
Ten post bierze udział w projekcie Tydzień z książką