No kto?! Pamięta Matka jeszcze, że w podstawówce i w liceum to się wydawał taki fantastyczny pomysł... A teraz się zastanawia, czy gdyby tak ruszyć w Polskę i zebrać miliony podpisów od wszystkich tych zdesperowanych i umęczonych wakacyjnie rodziców, to może jakieś małe referendum udałoby się w tej sprawie zorganizować? Jak sądzicie?
Precel jest mutantem i niezależnie od dnia i miesiąca wstaje między piątą a szóstą. Na szczęście odkąd nauczył się czytać, zaś Ojciec w swej naiwności dał mu pełen dostęp do swej kolekcji mangi Dragon Ball, młodzian kulturalnie znika w pokoju obok tuż po otwarciu oczu, by przepadać między stronicami. Kluska jest dzieckiem kanonicznym - w trakcie tygodnia nie zbudzi jej trzęsienie ziemi, w weekendzik i w wakacje imprezuje od wczesnych godzin porannych. Nie po to jest przecież wolne, żeby spać, prawda?
Matka zaś przechodzi sinusoidę emocjonalną, wpada w nerwowe chichoty bez najmniejszego powodu, potyka się o zabawki rozłożone w skomplikowanych wzorach na podłodze i podejmuje kolejne, z góry narażone na porażkę projekty, torpedowane przez młodocianych awanturników. A wieczorem siada z poczuciem, że oto przebiegło przez dom stado rozhisteryzowanych lam, a za nimi jeszcze piąta dywizja pancerna. Z takim poczuciem, że nie wiadomo, kiedy ten dzień minął, bo splata się w jedną całość z pozostałymi - z upałem i rozgrzanym asfaltem.
I niby nie zdarzyło się nic specjalnego, niby kolejny dzień przeleciał. Byle do końca, myśli sobie Matka, byle do września. A zaraz potem przychodzi do głowy taka myśl zdradziecka - dobra, ale czy we wrześniu będziemy malować stopy farbami? Czy będziemy w ciepłym letnim deszczu urządzać pokaz baletowy? Czy zrobimy kostiumy robotów z kartonów po mleku i wyruszymy podbijać ziemską cywilizację? Czy będziemy się do zmroku włóczyć po parkach z rękami wyciągniętymi przed siebie, charcząc "Brains! Brains!", wkładać łapy do fontanny i konsumować lody kilogramami?
Jak mawiał klasyk, nie sondzę. Nie sondzę.
Na szczęście do września jeszcze dużo czasu!