Cooooraz bliżej Święta, cooooraz bliżej Święta - nuci Matka pod nosem przeczesując otchłanie Internetu w poszukiwaniu prezentów idealnych. Nie jest łatwo zaspokoić oczekiwania małego geeka. Jeżeli dość już macie politycznie poprawnych różowych koników i bardzo ekologicznych kolejek drewnianych, pozwólcie, że zaprezentujemy wam prezenty nieco bardziej hardcorowe. Chodźcie, będą pluszowe zombie i dmuchane statki kosmiczne.
Na pierwszy ogień sofcik, czyli pluszaki. Śliczniutkie, milutkie, przytulaśne. Każde dziecko powinno mieć w domu co najmniej kilka. Po pierwsze więc uroczy Alien (1). Sami wiecie, że nie lubimy zdrabniać, ale tu słowa "słodki mały ksenomorfik" same cisną się na usta. Po naciśnięciu na brzuch z paszczy wyskakuje mu - jak nietrudno się domyślić - plastikowa dodatkowa szczęka. Jak wiadomo alieny przejmują fizyczne cechy swojego nosiciela, więc ten najwyraźniej wykluł się z puszystego króliczka. Następnie pluszowy zombie (2) do samodzielnego rozkładu. Wszystkie członki i mózg są na rzepy, można je więc oderwać i ponownie przymocować. Godziny rodzinnej zabawy gwarantowane. Na koniec pluszaki, których chyba nie trzeba nikomu reklamować - pojazdy z Gwiezdnych Wojen (3) w formacie super deformed. So much want!
Lecimy dalej, teraz gadżety do odgrywania postaci. Na pierwszy ogień miękkie kapcie - nogi robota/mecha (4). Na zdjęciu tego nie widać, ale przy każdym kroku wydają robotyczne dźwięki. Bachor da się za nie żywcem pokroić. Co tam bachor, wyobrażacie sobie takie kapcie po paru shotach na imprezie? Dalej mamy łapy Hulka (5). W zamierzchłych czasach, na premierze Incredible Hulk (tak, to ten film, gdzie Hulk walczy ze zgrają zmutowanych śmiercionośnych pudli), wygraliśmy takie łapy w konkursie. Niestety nie dotrwały do dziś, a bardzo by się przydały. Jak chyba w każdym domu. Na koniec torba udająca Chewbaccę (6). Po prostu dlatego, że świetnie wygląda i Matka chętnie nosiłaby taką do pracy, gdyby w środku mieścił się laptop. A że się nie mieści, to można tam załadować chociażby drugie śniadanie.
Kolejna propozycja to zabawne popierdółki. Wszyscy na nie klniemy, bo po paru dniach leżą i zbierają kurz - ale tymi bawilibyśmy się godzinami. Najpierw nakręcany blaszany Darth Vader (7), czyli zabawka, którą bawiłyby się amerykańskie dzieci, gdyby Gwiezdne Wojny nakręcono podczas Wielkiego Kryzysu. Do wyboru jest kilku bohaterów, można więc alternatywnie kupić sobie 20 Stormtrooperów i puszczać ich na raz w salonie. Dalej latarka w kształcie wieżyczki z Portala (8) z czerwonym światełkiem LED. Jeśli ją kupicie, powie "I don't hate you". Trzeba o nią dbać i zapewnić jej dużo miłości. Kolejna propozycja to skarbonka z kotełkiem (9). Nie trzeba chyba wyjaśniać, że tego typu produkt mógł powstać jedynie w japońskim umyśle. Z pudełka wychyla się kot i łapą zagarnia położoną przez nas monetę. Szybkie pomnożenie oszczędności gwarantowane.
Na koniec garść prezentów, które nie pasują do żadnej konkretnej kategorii - chyba że do kategorii "must have". Zacznijmy zatem od dmuchanego Enterprise (10). Oł jeee! Można powiesić go pod sufitem, można nim grać w międzygalaktyczną siatkówkę, można nawet zabawić się w arcyłotra i doprowadzić do wybuchu jednego z najbardziej znanych statków kosmicznych na świecie. Dalej lampka w kształcie Totoro (11) z czujnikami ruchu i dźwięku. Jeśli Totoro cię zauważy lub usłyszy, zapali małe światełko i zacznie zabawnie kiwać się na boki. Innymi słowy shut up and take my money. Nasza ostatnia propozycja to Robot Turtles (12), gra planszowa dla dzieci w wielu od 3 do 8 lat, która uczy podstaw kodowania i programowania. Projekt wystartował na Kickstarterze, gdzie stał się najlepiej sprzedającą się planszówką w historii serwisu, a teraz można już kupić go na całym świecie. Okazuje się, że nie trzeba umieć czytać, żeby załapać podstawy programowania (gra oparta jest o język Logo).
Teraz następuje ten moment, w którym Matka powinna napisać, że w całej tej świątecznej atmosferze nie o prezenty chodzi, nie o kwestie materialne, ale o miłość, ciepło domowego ogniska i słodkie melodie kolęd śpiewanych koło choinki.
Muhaha, bądźmy poważni! Karty kredytowe w dłoń!