Festiwal Filmów dla Dzieci był i się zmył - nie owijając w bawełnę, pasmo kreskówek dla najmłodszych, na jakie trafiliśmy, było raczej słabe. A częściowo słabe i brzydkie, ale wiadomo, estetyka to sprawa subiektywna. Do tego sala kinie Kijów świeciła pustkami, mimo że event był darmowy, a po nim zapraszano na warsztaty plastyczne i rozdawano książeczki i drobne upominki. Serio nie da się w wakacje zapełnić dziećmi sali kinowej? Chyba promotor imprezy mocno dał ciała. No ale kij z tym, przynajmniej Precel załapał się na warsztaty animacji poklatkowej, gdzie pozamiataliśmy naszą poszukującą skarbów ośmiornicą.
Doświadczenia Precla z kinem są jak dotąd nie najlepsze. Cóż tu kryć, wina spada na Matkę i jej kiepskie rozeznanie repertuarowe. Mamy więc na koncie kreskówki tak durne, że aż zęby bolą (kac moralny po seansie „Truskawkowego Ciasteczka” został Matce do dziś), albo brzydkie (nie, „Plastusiowy Pamiętnik” nie broni się w dzisiejszych czasach). Powyższe przeżycia natchnęły Matkę do ułożenia własnego, alternatywnego programu krótkometrażowych kreskówek z różnych zakątków świata. Można je puścić każdemu dwulatkowi bez obaw, że posra się ze strachu albo oślepnie z brzydoty, a do tego z nadzieją, że się czasem uśmiechnie, a czasem zastanowi. Zasiądźcie więc wygodnie w fotelach, zapraszamy na Pierwszy Międzynarodowy Preclowo-Kluskowy Festiwal Filmowy.
1. Monsterbox
Obejrzycie, a potem obejrzycie jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz. Film zaliczeniowy ekipy z Bellecour Ecoles to opowieść o małej właścicielce kolorowych stworów i jej spotkaniu ze starym ogrodnikiem. Dziewczynka wygląda jak skrzyżowanie Son Goku i Sonica, stwory są słodkie do obrzydliwości, animacja rządzi – nic tylko się zakochać. No i nie ma dialogów.
2. Masza i Niedźwiedź – Pierożki
Masza, czyli Preclove love. Mała rosyjska łobuzica, która wszystko demoluje i rozwala, zdobywa serce spokojnego i kulturalnego emerytowanego niedźwiedzia cyrkowego. Jest ładnie i tak wesoło, że nawet dorośli nie mogą powstrzymać uśmiechu – widać, że scenarzysta Maszy ma w domu własnego potwornego, roszczeniowego i niszczycielskiego dwulatka. Do tego całe serie dostępne są za darmoszkę.
3. Mio Mao - Zimorodek
Mio i Mao, czyli dwa włoskie koty - jeden śmiały, drugi raczej ostrożny – na swojej drodze spotykają różne wesołe zwierzęta. Całość wspaniale animowana z wykorzystaniem wszelakich możliwości, jakie daje plastelina. Jak dotąd poszły dwie serie i widać między nimi ogromny przeskok i postęp, jaki zrobili animatorzy. Oprócz filmów na jutubie mamy jeszcze apkę dającą dostęp do kolejnych odcinków, choć trzeba powiedzieć jasno, że z ceną chłopaki nieco pojechali.
4. Mysz na sprzedaż
Kolejny film zaliczeniowy, tym razem z Belgii. Zgarnął swojego czasu więcej laurów, niż chce mi się wymieniać. Historia myszy z ogromnymi uszami, której nikt nie chce kupić w sklepie zoologicznym. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że najpierw wszyscy się wyśmiewają, a potem zdeterminowana mysz znajduje idealnego właściciela. Jest morał, jest dobrze.
5. La Luna
Na koniec Pixar, bo to w dzisiejszych czasach marka, której nazwa gwarantuje dobry short. Jest w czym wybierać, ale pójdziemy w liryczną opowieść o trzech pokoleniach mężczyzn z rodziny zajmującej się czyszczeniem księżyca. Jest trochę o obowiązku, a trochę o poszukiwaniu własnej drogi. Niestety Pixar uparł się, żeby na swoich filmach zarabiać, więc albo zapłacicie dwa dolce na Amazonie, albo zadowolicie się tym.
Jeśli macie swoje ulubione krótkie animacje, to dajcie znać. Chętnie przetestujemy fajne polecajki, może rozszerzymy potworom horyzonty.