Wstyd Matce, bardzo wstyd. Dopuściła się Matka okropnego rodzicielskiego zaniedbania. Nie chodzi jednak o to, że potwory notorycznie biegają umazane czym popadnie, w szafie brakuje czystych koszulek, a w lodówce leży główka czosnku i dwa smętne plasterki sera. To wszystko prawda, ale kto by się takimi drobiazgami przejmował. Tymczasem, ku zgrozie Matki, okazało się, że Kluska nie zna Lokomotywy.
Jak to się stało? No jak? Jaki szanujący się dwulatek nie zna tuwimowego arcydzieła? Wstyd! Analizuje Matka, próbuje dociec, jak doszło do tej wstydliwej sytuacji. W zakamarkach pamięci odgrzebuje dwuletniego Precla katującego Lokomotywę w kółko setki razy. Potem jest milion innych książek, a Tuwim pomiędzy nie wciśnięty, zapomniany. W jaki sposób wyszło na jaw to zaniedbanie? Otóż wszystkiemu winna Katarzyna Bogucka i wydawnictwo Visart – i ich wspaniała Lokomotywa z puzzlami.
Jakaż piękna jest ta Lokomotywa – bardzo retro, bardzo w klimacie dobrej polskiej ilustracji. Po pierwsze jest raster – i już serce Matki zdobyte. Po drugie jest humor, jest akcja, jest machina pędząca i są duże plamy jednolitych kolorów. Popatrzcie tylko na ten chaos kolejowy. Cóż się nie dzieje na tym peronie! I suka pocieszna zerwała się ze smyczy, i Pani poślizgnęła się na skórce od banana, i taszczą robotnicy fortepiany, i prosiak biegnie wesoły, i żyrafa miele ozorem.
Z początku Kluska bardziej zainteresowana jest ilustracją niż tekstem. W końcu jednak lokomotywa rusza, a Kluska zamiera. Siedzi koło Matki i słucha, pochylając się coraz niżej. A potem pędzi już lokomotywa, pędzi wprost na czytelnika, a Matka do taktu przyspiesza i czyta coraz prędzej, tak prędko, że ledwo ma czas zaczerpnąć tchu. Pokażcie no rodzica, który podczas lektury Lokomotywy nie sięga do głęboko skrywanych pokładów talentu aktorskiego. Oczekuje Matka jakiejś pochwały, radości, ale Kluska ma do powiedzenia tylko jedno słowo. „Jeszcze.” No więc czytamy jeszcze cztery razy.
Jest jeszcze pudełko, a w pudełku puzzle z 12 elementów z lokomotywą i każdym wymienionym w utworze wagonem. Układanka jest solidna, z grubej tektury, w sam raz do dwuletniej łapy. Niby trochę za prosta, bo poszczególne kawałki są dokładnie takie same, można więc łączyć je dowolnie i kombinować nie trzeba, a jednak w tym właśnie leży cała zabawa. Najpierw Matka czyta, a Kluska układa tak, jak mistrz Tuwim wymyślił. Potem jednak jest już wolna amerykanka i potwora sama decyduje, kto gdzie będzie jechał. Na koniec ustawia jeszcze na wagonach ulubione figurki i całą tę konstrukcję popycha po podłodze z głośnym „ciuf ciuuuufff!”.
A na deser macie jeszcze Kluskę sprzed roku, demolującą zabytkowe parowozy w Muzeum Leonarda da Vinci w Mediolanie.
Wpis powstał w ramach projektu blogowego Przygody z książką