Kiedy połowa populacji wycina dynie na Halloween, a druga połowa kupuje znicze na Święto Zmarłych, w ohanowej dziupli jak zwykle czytamy - wprawdzie o duchach i szkieletach, ale z przymrużeniem oka.
Stali czytelnicy wiedz zapewne, że Matka grzeszyła ostatnio na Targach Książki. Po targach przybyło książek na półkach i ubyło pieniędzy w portfelu, ale przede wszystkim - i to rzecz najwspanialsza - pojawili się nowi faworyci książkowi. Sami wiecie jak jest - bachor po pięciu minutach jazdy autem stęka, że nudy, ale ta sama lektura przez zylion dni z rzędu wcale nudna nie jest. Nie, wcale. Matka ma ochotę wydłubać sobie oko widelcem.
A tu bach - nowości tak wiele, że Kluska dostaje oczopląsu. Ale nie Precel, wielki miłośnik klimatu grozy i wszelkich rzeczy nie do końca martwych. Precel bez zastanowienia wyławia z książkowego stosu Ignatka. Na okładce mały szkieletek patrzący na czytelnika oczyma zbitego spaniela - i już wiadomo, że to będzie czytelnicza miłość.
Ignatek szuka przyjaciela
Ignatek patrzy więc na Precla nieco smutnym wzrokiem, a Precel uśmiecha się od ucha do ucha i musimy czytać teraz-zaraz, ale już. Wkrótce już wiadomo, że szkielet bardzo pragnie mieć przyjaciela, ale niedawno stracił ząb i jest przekonany, że teraz nikt go nie zechce. Tymczasem na sąsiedniej stronie rudowłosa dziewczynka właśnie zakopuje swój mleczny ząb, by spełniło się jej życzenie - spotkanie prawdziwego przyjaciela. No dobra, chyba się domyślacie, dokąd zmierza ta historia.
Sama opowieść o tym, jak dwójkę bohaterów z zupełnie różnych światów niespodziewanie łączy przyjaźń, jest stara jak świat, więc na pewno nie zrobiłaby tak głębokiego wrażenia, gdyby nie ilustracje Pawła Pawlaka. A właściwie znakomity graficzny koncept, który doskonale wspiera rozdział świata żywych od krainy umarłych. Tło, drodzy moi, chodzi o tło. W zaświatach zawsze czarne, w świecie ludzi - białe. I ten prosty, ale świetny zabieg "robi" całą książkę. Najpierw, gdy bohaterowie dopiero się poznają, strona czarna i jasna sąsiadują ze sobą, a na styku kart spotykają się dwa światy. Potem przyjaciele odwiedzają się nawzajem i nurkujemy w tęczową eksplozję kolorów, a zaraz potem w ciemne, wypełnione szkieletami miasto. Nie trzeba chyba dodawać, że tu wzrok Precla błądził najdłużej.
Ignatek to naprawdę piękna książka, która dzięki prostocie przekazu i niewielkiej ilości tekstu trafi nawet do najmłodszych czytelników. Warto przekonać ich, że nowych przyjaciół spotkać można nawet w najbardziej niecodziennych miejscach, jeżeli tylko na początku nie zrazi nas inność. Ale Matka nie jest pewna, czy Potwory w ogóle przykładają jakąkolwiek wagę do inności Ignatka. Przyjaźń ze szkieletem? Ot, najnormalniejsza rzecz.
No such thing
Nie ma. Przecież nie ma czegoś takiego, jak duchy. Georgia jest tego pewna - jest wszak rezolutną, pewnie stąpającą po ziemi dziewczynką. A więc kiedy pewnego październikowego dnia w domu zaczynają się dziać rzeczy dziwne i tajemnicze, Georgia ma na wszystko gotowe, racjonalne wyjaśnienie. Jedzenie z lodówki podkrada pies, pajęczyny w dziwnych miejscach rozwieszają pająki, wazonik z komody zrzucił kot, a kredki na pewno zwędził jej młodszy brat. Tylko dlaczego ciągle gubi się jedna skarpetka z każdej pary?!
W tej zabawnej, doskonale zilustrowanej książeczce wydanej przez matczynego faworyta na anglojęzycznym rynku, Flying Eye Books, cała zabawa polega na tym, by odnaleźć na obrazkach małe duszki, które poukrywały się w domu, tuż poza zasięgiem wzroku dziewczynki. Bo to przecież strasznie śmieszne, że duchy psocą, a Georgia wcale ich nie widzi. Kluska kwiczy z radości, Precel głośno pokrzykuje, więc Matka nawet nie próbuje czytać, dopóki nie znajdą każdego zakamuflowanego ducha.
Co ciekawe, zakończenie No such thing jest nieco inne, niż Matka się spodziewała. Georgia, co raz mniej pewna siebie, schodzi w końcu nocą po schodach i znienacka wpada do pokoju, uzbrojona w latarkę. A tu cicho i pusto. Jednak gdy tylko drzwi zamykają się za naszą bohaterką, duszki wyskakują z ukrycia i rozpoczynają wielką imprezę halloweenową - okazuje się, że wszystkie podkradzione z domu rzeczy to dekoracje na to wspaniałe przyjęcie. Tak, proszę państwa, zagadka skarpet zdekompletowanych w tajemniczych okolicznościach rozwiązana - duchy używają ich jako imprezowych czapeczek.
No such thing zdaje się mieć niewyczerpany potencjał - od zeszłego roku Potwory regularnie zdejmują ją z półki. A pomyślałby kto, że przy pięćdziesiątym czytaniu znajdowanie duchów ukrytych w tych samych miejscach nie będzie już doprowadzało bachorów do bólu brzucha ze śmiechu...
Wpis powstał w ramach projektu blogowego Przygody z książką