Jeszcze dwa dni temu żar lał się z nieba i słońce chciało nas zabić, masakra jakaś. A teraz deszcz błogo wali o szyby i Precel chodził po domu w kaloszach na wypadek, gdyby Wisła nas zalała. I wtedy wszyscy marudzili, i teraz marudzą, nie dogodzisz. Wszyscy dorośli oczywiście, bo potwory na widok deszczu nie marudzą nigdy. Potwory wielbią deszcz.
Pierwszy powód uwielbienia deszczu jest oczywisty. Kalosze, kalosze, ukochane kalosze. I kałuże wielkie, błotniste, pełne deszczowego brudu i syfu, w sam raz, żeby poskakać, przewrócić się, wpaść całkiem. Dżdżownice i ślimaki też niczego sobie.
Drugi powód też oczywisty – wiadomo, że umęczonej Matce ciągłe przebieranie i mycie kaloszowych potworów się w końcu znudzi. I mogą z tego umęczenia dwie sprawy wyniknąć. Po pierwsze może Matka włączyć Playstation i kazać potomstwu iść w cholerę. Ta opcja jest preferowana. Po drugie może wszystkich zaciągnąć do muzeum, gdzie będą biegać i piszczeć pod groźnym okiem muzealnej obsługi. Niechaj cały świat wie, że potwory są niewychowane, ruchliwe i wrzaskliwe. Czemu tylko Matka i Ojciec mają się z nimi męczyć, co?
Więc idziemy, w losowaniu muzealnym padło na Szołayskich. A tam wystawa pamiątek po noblistce, na której pani zachęca, że można dotykać eksponatów. OMG, w polskim muzeum, nie może być! I Kluska jakaś taka spokojna, grzeczna, już myślimy, że będzie bez incydentu. Ale nie, pod sam koniec musi oczywiście Kluska walnąć ogromną śmierdzącą kupę wśród wyperfumowanych i wyeleganconych gości wernisażu miesiąca fotografii (Ha! W końcu jest o kupie! Wszak rodzice małych dzieci o niczym innym nie rozmawiają, a my już tyle wpisów na blogu opublikowaliśmy i do tej pory nic w tej tematyce nie było!)
No i w końcu trzeci powód, dla którego potwory lubią deszcz. Bo wola walki codziennej w osobnikach dorosłych jest osłabiona i można wiele wynegocjować, zwłaszcza w kwestiach spożywczych. Znaczy, że można pochłonąć pozaregulaminową ilość słodkiego, niezdrowego shitu. No i do restauracji można pójść, a w restauracji zawsze trzeba zamawiać tylko smaczne rzeczy – nie chcielibyśmy przecież, żeby sąsiednie stoliki zostały ochlapane przykładowo kremem z brokułów, prawda?
A na koniec mamy apel do wszystkich miłośników upalnej pogody.