Często ślecie do Matki zapytania podróżnicze - jak to zrobić, by dobrze się bawić na wakacjach z bachorem i nie oszaleć? Szczególnie dużo takich pytań pojawiło się po poprzednim tekście o planowaniu wakacji. No dobra, piszecie, planowanie planowaniem, ale jak pojechać z dziećmi na aktywne wakacje i nie strzelić sobie w łeb? No cóż, lekko nie będzie, ale można zminimalizować uszczerbek na zdrowiu psychicznym i straty moralne. Te zasady sprawdziły nam się i podczas trzytygodniowej włóczęgi po Islandii, i weekendowego wypadu do Londynu.
Słynny coach Matka ma dla was kilka złotych reguł do wygrawerowania na tabliczce i zawieszenia w wakacyjnym pokoju.
1. Nie bój się
Serio, nie ma się czego bać, będzie OK. Większość osób, które planują wakacje z bachorem, zaczyna od zamartwiania się. A co będzie, jak... i tu wstaw milion problemów. Jeśli tylko nie wybierasz się na tereny powstania Boko Haram w Nigerii, to większość z nich siedzi tylko w Twojej głowie. Klasyczne polskie "jakoś to będzie" świetnie się sprawdza. Bachory są znacznie mniej wrażliwe i znacznie lepiej adaptują się do otoczenia, niż nam rodzicom się wydaje.
2. Wrzuć na luz
Dużo, dużo luzu to gwarancja udanego wyjazdu. My na wakacjach zawsze popuszczamy smycz i obniżamy oczekiwania. Nie przejmujemy się tym, czy obiad był zbilansowany (czy w ogóle był...), ani tym, że bachor uparcie nie chce docenić rzeczy, którą uznaliśmy za interesującą i wartą dwugodzinnej podróży. Matczyny luz to jednak ostrze obosieczne, ma bowiem Matka - delikatnie mówiąc - mocno wyrąbane na wszelkie marudzenia, skargi i zażalenia, na czele z sakramentalnym "nooooogi mnie bolą" po dwóch minutach od wyjścia z domu. Zen. Kwiat lotosu, tafla jeziora, te sprawy.
3. Myśl w przód
Małe planowanie jest bardzo wskazane, choć na chłopski rozum kłóci się z poprzednim punktem, czyli luzem. Luz musi być jednak z głową. Znaj bachora swego i myśl za niego! Jeśli od pół roku nie robi już popołudniowej drzemki, to jest jasne jak słońce, że po całym poranku na nogach padnie jak mucha - i dobrze na tą okoliczność mieć nosidło czy wózek. Jeśli ma żelazny pęcherz, to wiadomo, że koniecznie musi siku trzy sekundy po starcie samolotu. Wszystkiego przewidzieć się nie da, bo i potworzasta kreatywność jest niezgłębiona, ale wielu stresów można sobie oszczędzić.
4. Dobrze się nastaw
Ktokolwiek zakłada, że świetnym pomysłem będzie zwiedzanie muzeum sztuki klasycznej z małym potworem u boku, ten w pełni zasługuje na apokalipsę, która będzie tego niewątpliwym skutkiem. Ale jeśli zrobicie ze zwiedzania konkurs na to, kto znajdzie najwięcej martwych natur z homarem, albo kto pierwszy zauważy najbrzydszą Madonnę na średniowiecznym malowidle, to nastawienie bachorów zmieni się radykalnie (tak, to nasze autentyczne zabawy w muzeach, Ojciec jest wielkim fanem sztuki z homarami). A co z nastawieniem rodziców, zapytacie? Prosta sprawa, najlepiej nie mieć go zbyt wiele i płynąć z prądem, ale jednocześnie nie podporządkowywać wszystkiego nieletniemu terroryście. Wakacje mają być fajne dla wszystkich - nie tylko dla bachora, ale i dla Ciebie!
5. Nie potrzebujesz
Gdy w domu pojawia się bachor, nagle dochodzisz do wniosku, że strasznie wielu rzeczy potrzebujesz. Pieluch, butelek, ubrań – to jasne, ale jeszcze całej masy absolutnie „niezbędnego" shitu. Matka dobrze o tym wie, bo sama przez pewien czas tkwiła w tej gadżetowej krainie, maślanymi oczyma wodząc po kolorowych przedmiotach „must have". Otóż prawda jest taka, że na wakacjach nie potrzebujesz ton zbędnego chłamu, które rozpychają twój bagaż do kosmicznych rozmiarów. Nie potrzebujesz podróżnego zestawu naczyń dziecięcych, specjalnej poduszeczki, podróżnego etui na chusteczki do tyłka, poddupnika z szeleczkami pasującego do każdego krzesła i specjalnego lusterka do obserwowania twarzy dziecka w samochodzie. Podróże nauczyły nas, że potrzebna jest ta najukochańsza zabawka (czy kocyk) i rodzice, którzy przytulą, gdy trzeba zasnąć w obcym miejscu.
Olga Wróbel opublikowała ostatnio na Fochu taki tekst, w którym pisze „Wakacje to okres, który od pewnego czasu budzi we mnie zgrozę. Ich nadejście oznacza, że trzeba prawdopodobnie wziąć w końcu urlop i gdzieś pojechać". A dalej peroruje o tym, że wakacje z bachorem to absolutnie najgorsza i najtrudniejsza rzecz na świecie. I trochę Matka z nią empatyzuje – tak, to prawda, lekko nie jest. Ale wiecie co? Nam się wydaje, że mimo wszystko warto. Koniec końców, po tych dwóch tygodniach użerania się z bachorami, codziennej walki o życie i zdrowie psychiczne, wracamy z wakacji z silnym przekonaniem, że teraz będziemy musieli sobie odpocząć. Ale gdy już domyjemy się, wypierzemy sterty usyfionego prania i usiądziemy nad kubkiem domowej herbaty oglądając wakacyjne zdjęcia, to uśmiech nie schodzi nam z twarzy.