No więc marzy Wam się dla bachora kariera chirurga albo snajpera? Opanowanie, koncentrację i pewną rękę warto ćwiczyć już teraz, nie chcielibyśmy przecież, żeby taki potencjał się zmarnował, prawda?
W naszym domu jest taka półka z pewnego szwedzkiego sklepu meblowego, na której piętrzą się gry różnorakie. W założeniu półka miała ułatwić Potworom sięganie po ogólnie pojętą rozrywkę, w praktyce stanowi niebezpieczną konstrukcję pełną pudeł, która przeczy prawu grawitacji. Po prostu koncepcja odkładania rzeczy na swoje miejsce jeszcze się u nas w domu nie przebiła do mainstreamowego toku myślenia.
Tak czy siak są to pudła lubiane i chętnie wyjmowane, pomyślała więc Matka, że część z naszych gier można czytelnikom polecić. Na pierwszy ogień gry ćwiczące koncentrację, bo wiadomo, że pole do ćwiczeń jest ogromne. Przeciętny przedszkolak rywalizuje pod względem możliwości skupienia uwagi ze złotą rybką, a jeżeli dorzucimy jeszcze elementy koordynacji ruchowej, to już masakra i zgrzytanie zębów. Do dzieła więc, ćwiczmy!
1. Operation Star Wars R2D2 – Hasbro
Kro z was miał taką grę w dzieciństwie z ruskiego bazarku, ręka w górę. Matka miała. Z oczywistych względów nie była to tak wypasiona edycja, jednak zasady się nie zmieniły. R2D2 się zepsuł i musimy przeprowadzić skomplikowaną operację, szczypczykami wyjmując małe plastikowe części z dziur w planszy. Jeżeli ręka nam drgnie, a szczypce dotkną brzegu planszy, rozlega się alarm. I tyle.
Precel wsiąkł całkowicie – trudno powiedzieć, czy to przez motyw starwarsowy, czy samą ideę gry - dość powiedzieć, że z początku ratował R2 maniakalnie, a z upływem czasu ciągle reaguje na operację entuzjastycznie. Nie trzeba chyba dodawać, że pacjent „zmarł” mu na stole niezliczoną ilość razy, a mimo tego nie widać u niego frustracji czy zniecierpliwienia. Matka z pewnym zdumieniem odnotowuje, że to chyba najlepsze ćwiczenie koncentracji, jakie robiliśmy od dawna.
Nasza kopia pochodzi stąd.
2. Balansująca arka Noego – Sevi
Drewniana arka na biegunach, po dwa zwierzaki z każdego rodzaju, i więcej Klusce do szczęścia nie trzeba. Zwierzaki trzeba ustawać na statku tak, by cała konstrukcja się nie zawaliła – oczywiście im dalej, tym trudniej. Aby wszystko poszło gładko, trzeba całą konstrukcję trochę przemyśleć, no i oczywiście powolutku, cierpliwie balansować drewnianymi elementami. Można układać samemu lub grać przeciwko sobie – każdy dokłada po kolei, aż w końcu ktoś nie wytrzyma napięcia i drgnie mu ręka.
Zazwyczaj całość rozwala się gdzieś w połowie, choć bywa, że pęka pod ciężarem ostatniego zwierzaka – wtedy Kluska kwiczy głośno i trudno ocenić, czy to z radości, czy ze złości. Niby się sporo napracowała, ale przecież rozwalanie też jest fajne. Producent określa wiek tej zabawki na 3+, choć u nas sprawdziła się już po drugim roku życia (bądź wcale, bo Precel serdecznie nie cierpi tej zabawki).
3. Łowienie rybek – Djeco
Rybki. Wędka. Magnes. Co tu pisać więcej? Haczyk się kołysze, ręka się rusza, trafienie w rybę jest trudniejsze, niż by się wydawało. No i trzeba pilnować wstrętnych oszustów, którzy trzymają za linkę, nie za wędkę. Taką zabawkę pewnie większość z Was już ma w domu, ale i tak wrzuca ją Matka do tego zestawienia. Ładna jest po prostu.
A teraz napiszcie, dobrzy ludzie, czy Was w ogóle zabawki interesują? Bo Matka się zastanawia, czy poszerzyć trochę tematykę bloga, czy może wrócić do recenzowania książek i nie zaprzątać sobie głowy takimi rzeczami?