Nasze naukowe dywagacje musimy zacząć od ważnego pytania - czy założenie postawione w tytule tej publikacji jest realistyczne? Innymi słowy, czy w ogóle możliwe jest przetrwanie Disneylandu bez popadania w szaleństwo, chociażby malutkie?
Matka śmie twierdzić, że nie bardzo. Wszak już mistrz Alighieri w swym słynnym średniowiecznym dziele pisał o Disneylandzie "Porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy tu wchodzicie". Czy jakoś tak. Jednak w dalszej części tego wpisu znajdziecie garść cennych rad, które być może pomogą wam uchronić się przed całkowitą utratą poczytalności. Oto pięć rzeczy, które koniecznie musicie wiedzieć o Disneylandzie:
1. Wszystko trwa cholernie długo
Lubicie stać w kolejkach? Każdy lubi, co nie? Otóż Disneyland kolejkami stoi. W sumie mogliby nazwać go Kolejkoland. Zaczynamy od kolejki po bilety wstępu (nie martwcie się, osoby, które kupiły bilet online też stoją w kolejce z podobnymi sobie szczęśliwcami), potem kolejka do wejścia i oczywiście obowiązkowe kolejki do każdej atrakcji, zaś w przerwach kolejka do restauracji, najbardziej chyba frustrująca, bo czterdzieści minut stania i gapienia się w menu robią człowiekowi z mózgu spaghetti z klopsikami. Na każdym bilecie nadrukowany jest kod kreskowy, który można "odbić" przy poszczególnych atrakcjach, żeby potem o wyznaczonej porze stać w mniejszej kolejce do kolejki... eony mijają...
2. Myszka Miki sprzeda ci nerkę
Nie, nie możesz kolejnego autka. Tak, możesz loda. ILE za tego loda?! Nie, nie możesz pluszaka większego od ciebie, co to ma być, King Kong?! Nie, nie możesz czwartej opaski z uszami... Po jaką cholerę chcesz Timona i Pumbę z rżniętego kryształu?! I tak w kółko, cały dzień. Czy byliśmy twardzi? Wiadomo! Jak skała! W trakcie trzech dni nie wydaliśmy ani grosza na zbędne pamiątki! Bo przecież wielka czapa Jaffara, ogromny kubek w kształcie rękawicy Thanosa, pluszowy Pegaz-dzidziuś w pieluszce, piracka luneta, aztecki naszyjnik z Isla de Muerta, dwa spore notesy, breloczek w kształcie gwiezdnego niszczyciela i śmieszny długopis były nam absolutnie niezbędne! Shut up and take my money!
3. Nie najesz się
Oj, nie najesz. Na terenie parku (a raczej dwóch połączonych parków) rozrzuconych jest sporo restauracji, jednak po przestudiowaniu menu na usta ciśnie się francuskie Sacrébleu! Z menu wybierać można z góry ustalone zestawy a do kas kłębi się nieziemska kolejka - to sprawia, że po niebotycznie długim oczekiwaniu człowiek rzuca się na letnie spaghetti z klopsami o smaku zmielonego kartonu niczym na najwyśmienitsze specjały. Na szczęście nikt nie czepia się zbytnio własnych przekąsek czy owoców, których wszak przynosić się nie powinno, jednak nie od parady szmuglowanie jedzenia na wakacjach jest naszym polskim sportem narodowym.
4. Będziesz czujny niczym Hasslehoff w Baywatchu
Serio, oczy dookoła głowy. Dziesiątki ludzi przewalające się tam i z powrotem, dzikie tłumy w restauracjach, kolejki do toalety i kasy, masy ludzkie na pokazach tanecznych i paradach. No i weź zgub tu bachora. Czujecie, jaka by była masakra? I cóż, że numer do Matki zna na pamięć po angielsku. Za trzydzieści lat na kozetce u psychoterapeuty na pewno wspomni ten moment. Na szczęście obyło się bez takich atrakcji, ale od powtarzania "Pilnuj mnie" zrobił się Matce reset mózgu.
5. Przyjedziesz tu jeszcze raz
Taaaak... na koniec dnia, po wielu godzinach walki z podobnymi sobie nieszczęśnikami, których zwabiły obietnice podparyskich zamków, smoków, pirackich zatok i portów kosmicznych, po wydrenowaniu portfela, z burczącym żołądkiem i bolącymi nogami zasiądziesz na kanapie. I wtedy zleci się mała szarańcza, uśmiechnięta od ucha do ucha. Bo było super mega arcyfajnie, musimy pojechać znowu. Porzućcie wszelką nadzieję...
Ale wiecie co? Zawsze jeszcze możecie porównać się do tego gościa, który całe lato musi w upale popieprzać w stroju Olafa. On ma gorzej!