Chcemy fotek z pokojów Precla i Kluski! - skanduje tłum pod naszymi oknami. No dobra, może nie tłum, ale ostatnimi czasy dostaje Matka maile o tej treści. W naszej blogowej ankiecie temat też się przewijał. No to macie!
Kiedy Matka pisała z niejakim przekąsem w tekście o hejcie internetowym, że blog “ma być o dzieciaczkach, najlepiej edukacyjnie i inspirująco, a w tle jakieś ładne wnętrze w stylu skandynawskim”, to nie sądziła, że ktoś to potraktuje poważnie. No ale dobra, nasz czytelnik - nasz pan. Tylko tego stylu skandynawskiego się u nas nie spodziewajcie.
Zacznijmy więc od tego, że Precel i Kluska uprawiają trudną sztukę kohabitacji. Znaczy plan jest taki, że w pewnym momencie, gdy wspólna egzystencja będzie im nieznośnie ciężką, każdy dostanie własne cztery kąty. Na razie jednak są razem. Nie żeby jakoś przesadnie im to przeszkadzało, bo w trakcie dnia w swoim pokoju spędzają znikomą ilość czasu - praktycznie cała zabawa, prace plastyczne i wszelkie uciechy i tak odbywają sie w pokoju dziennym.
Wisi także nad nami od pewnego czasu widmo przeprowadzki, a wraz z nim perspektywa nowej, nieco większej klatki dla Potworów (chociaż mniej ustawnej, bo w połowie składającej się z okien podłogowo-sufitowych), grzebie więc Matka w odmętach Internetu w poszukiwaniu inspiracji. I oto jest, specjalnie na Wasze życzenie, wpis wnętrzarski - cztery pomysły, którymi się Matka ostatnio bardzo jara w pokojach dziecięcych. Coś z tego pewnie wykluje się i u nas (znając życie powstanie zupełnie zwariowana mieszanka wszystkiego, którą z niejakim zażenowaniem będzie można określić jako “eklektyczną”).
1. Trójkąty
Czyli miłość od pierwszego wejrzenia. Trójkąty są doskonałe wszędzie - czy to na ścianie, czy na meblach, czy w formie trójkątnych półek. Najfajniejsze chyba te kolorowe, ale nie w jakichś zgaszonych pastelach, tylko kolor pełną gębą. Ewentualnie całe szare, ale za to z kolorowymi dodatkami. Jak nie uda się na ścianie, to chociaż taką komódkę sobie walniemy, a co!
2. Ciemno wszędzie
Ściana tablicowa to już nic nowego w dziecięcych pokojach, rzecz fajna i dość łatwa do wykonania. Tylko Matka obawia się troszkę, czy to potem, po okresie początkowej fascynacji, nie jest brudnoszara maź przez cały czas. Pod rozwagę jest też zwyczajna ciemna farba, ewentualnie tapeta (albo takie malunki z konstelacjami-zwierzakami, no cud po prostu!). Do tego jakaś duża żółta plama koloru i jesteśmy w domu.
3. Mapy
Kolejny motyw niby oklepany, ale patrzcie tylko, jak pięknie to można zrobić! Jeśli mapa, to koniecznie duża, wielka nawet. I tu morze możliwości - mono czy kolor? Świat czy jakiś kontynent? A może Polska od Mizielińskich, co ją Dwie Siostry sprzedają w dużym formacie (nie ta z Kancelarii Premiera, bo fajna, ale zbyt mała)? Antarktyda bardzo Matce przypadła do gustu, ale Potwory tą częścią świata są mało zainteresowane. Jest jeszcze opcja z nocnym niebem, ale trudno znaleźć coś dużego i pięknego. Tyle opcji, co robić, jak żyć?!
4. Huśtawka
A właściwie jakikolwiek zwisacz - huśtawka, drabinka, lina z supłami, opona na sznurku. Oczywiście solidna i spora, żeby zmieścił się na niej również matczyny tyłek. Przyznajcie sami - to jest właśnie to, co tygrysy lubią najbardziej. Brykanie. A także spadanie, uderzanie się w głowę, połamane żebra i tym podobne radości dnia codziennego. Bring it on!
No więc teraz wyobraźcie to sobie - jedna ściana cała w oknach, druga w trójkątach, trzecia czarna, czwarta z mapą świata, na środku huśtawka. Oczopląs i masakra. A wybrać coś trzeba. A teraz, skoroście już Matkę namówili na wpis wnętrzarski, to doradźcie coś. Co byście brali? Jak pisał mistrz Gałczyński:
Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)
Chcieliście wnętrza, no to je macie!
(skumbrie w tomacie pstrąg)