Jest takie miejsce na mapie Krakowa, gdzie można bez skrępowania spuścić potwory ze smyczy, gdzie mogą biegać, popychać różne rzeczy i walić w nie, mogą nawet porykiwać ku swej uciesze. I nikomu to nie przeszkadza, nie musisz nawet latać za nimi z obawy, że coś rozwalą – bo wszystko jest bardzo, ale to bardzo potworoodporne. Dodatkowo wmawiasz sobie, że coś rozwijającego z tego wyniosą, wszak obcują z nauką!
Ogród Doświadczeń jest duży, zielony i ogrodzony. Potwory mogą się tam solidnie zmęczyć, co powinno być celem nadrzędnym każdego szanującego się rodzica, który chce sobie wieczorem spokojnie usiąść przy winku i pooglądać Grę o Tron, zamiast spędzać długie godziny na próbach zagonienia rozbrykanego bachora do kąpieli. Dodatkowym atutem jest element edukacyjny, który sprawia, ze każdy rodzic natychmiast sięga po portfel. Wszak edukacja to podstawa! Nasze potwory nauczyły się bardzo wiele – przykładowo, że jeśli wepchnie się łapę między duże metalowe zderzające się kule, to boli jak cholera.
Na terenie parku porozstawiane są obiekty w sekcjach tematycznych (chociażby dźwiękowa, optyczna czy nawet zapachowa) i – co najpiękniejsze – można z nimi robić, co dusza zapragnie, znaczy eksperymentować. Przy każdym ustawiono tez tabliczkę opisującą działanie i możliwe rezultaty. Cud, miód i orzeszki. Zazwyczaj procedura eksperymenacyjna wygląda tak: idzie dzieciak z tatusiem, tatuś nie zerka nawet na instrukcję, robi mądra minę i zaczyna bez ładu i składu szarpać za wszelkie dostępne dźwignie. Po minucie wzrusza ramionami, mruczy, że „zepsute” i ruszają dalej. Serio, wielokrotnie widzieliśmy.
My do sprawy podchodzimy nieco inaczej - potwory podbiegają, włażą, macają i po chwili decydują, jak będą się danym eksperymentem bawić. Przecież nie upadli jeszcze Ojciec z Matką na głowę, żeby im się chciało trzylatkowi tłumaczyć zasadę zachowania energii. Poza tym obserwowanie, jakie wzory tworzy piasek wysypujący się z wielkiego wahadła jest fajne, ale znacznie fajniejsze jest wspięcie się na platformę wahadła, wrażenie do niego ręki i wysypywanie piachu dookoła. I walenie w gongi. I krzywe lustra. I wiele innych.
Come one, come all. Naprawdę warto.
No i dają lody kuleczkowe, I naleśniki….