La vie, la vie, la vie, la vie - nuci Matka pod nosem w nieskończoność. Serio, w nieskończoność. No bo przecież nic tak do ucha nie wchodzi... Pokażcie no człowieka w podeszłym matczynym wieku, który nie ma w głowie eksplozji sentymentu na dźwięk tej melodii. A gdy trafia się okazja, by swoje starcze sentymenty przeszczepić na młodszy grunt, to Matka kwiczy radośnie i biegnie w podskokach. Wprawdzie na początku jest szok kulturowy, bo teraz już po polsku śpiewają, ale co tam. Bierzemy z całym dobrodziejstwem inwentarza - serial, komiks i gry planszowe!
Czasami jest tak, że podskórnie człowiek czuje, że coś będzie hiciorem. I wiecie co? Było sobie życie weszło, weszło w miękkie, weszło tak bardzo, że już bardziej nie mogło! Zaczęliśmy od komiksu, bo Precel jest ostatnio bardzo na komiksowe dymki łasy. Jest naprawdę spoko. Prawie pięćdziesiąt stron w twardej oprawie (co jest istotne, gdy delikwent czytuje dzieło raz pod stołem a raz w pralni, taszcząc je ze sobą i porzucając w losowo wybranych miejscach). Na początku się Matce wydawało, że pierwszy tom, czyli Serce, to będzie po prostu komiks poskładany z filmowych kadrów. Nic bardziej mylnego! Z okazji trzydziestolecia serii przygotowano nowy scenariusz i rysunki - choć oczywiście w pełni wzorowane na nieco już przykurzonym graficznie oryginale, to jednak z nowoczesnym kadrowaniem i narracją. I to bardzo sobie chwalimy. Aż szkoda, że tomów zaplanowano jedynie cztery!
Cóż więc tu mamy? Oczywiście opowieść o tym, jak funkcjonuje ludzkie serce i układ krążenia. Jest typowy dla tej serii wstęp historyczny (tego Potwory akurat nie trawią, ani w komiksie, ani w serialu, ale na szczęście serwowany jest w niewielkich dawkach), a potem przeskakujemy do znanych z serialu bohaterów i ich perypetii. Nie może Matka wyjść ze zdumienia, jaki wachlarz emocji budzi u nas lektura tego komiksu. Jest chociażby dzika radość na widok przepędzonych bakterii i święte oburzenie gdy negatywni bohaterowie piją piwo i palą (tak, tak, chyba to nagramy i będziemy puszczać delikwentom za jakieś dziesięć lat...), no i oczywiście milion pięćset pytań po drodze. A na końcu jeszcze bardzo fajna niespodzianka - płyta z czterema odcinkami serialu o tej właśnie tematyce. Wszystko zremasterowane, HD, normalnie mucha nie siada!
Z komiksu i serialu płynnie przechodzimy do gry planszowej. Jak się okazuje, na rynku jest ich całkiem sporo, u nas padło na Wielki Pościg. I całkiem nieźle padło, bo u Precla temat Leukocytów i ich nieustającej walki z zagrożeniem budzi gigantyczne emocje. Wkrótce jednak okazało się, że wypisany na pudełku wiek 5+ jest znacznie przesadzony. Mechanizm gry jest szalenie prosty - ot, rzucamy dwoma kośćmi, z których jedna mówi nam, o ile pól przesuwamy pionek, a druga ile żetonów musimy pobrać bądź oddać. Tak sobie Matka myśli, że 3+ byłoby bardziej adekwatne, w sam raz do nauki liczenia - można pokusić się o proste dodawanie i odejmowanie zbieranych żetonów. Ale nawet dobrze się złożyło, bo dzięki temu zagrała z nami i Kluska, raczej niechętna planszowym rozrywkom.
Wielki Pościg polecamy głównie tym, którzy dopiero rozpoczynają przygodę z planszówkami - nauczy przesuwania pionków zgodnie z wynikiem rzutu, jednak przede wszystkim oswoi z porażką, bo mechanizm gry zakłada, że raz zdobyte żetony bardzo często tracimy. Fajnie sprawdzi się też jako dodatkowa atrakcja przy oglądaniu serialu/czytaniu komiksu, bo motyw leukocytów pożerających różne świństwa jest bardzo nośny. Precel osiągnął już wprawdzie ten poziom planszówkowego zaawansowania, w którym całkowicie losowe mechaniki powodują w nim raczej frustrację, jednak nawet on siada z nami do planszy.
A teraz wyzwanie. Kliknijcie w ten link i spróbujcie nie nucić tego przez resztę dnia...
Wpis jest częścią projektu