UWAGA UWAGA! Startujemy z Noworocznym konkursem, w którym do wygrania są odjechane kalendarze Adventure Time 2016. Szczegóły konkursu znajdziecie pod recenzją, czyli na dole tego wpisu. Czy warto? No jasne! Kalendarz, oprócz rzeczy tak przyziemnych jak plan lekcji czy planner na cały rok, zawiera też kilka cennych rad jak po(de)rwać księżniczki lub psychotest - "jaką królewną jesteś?"
Pamiętacie, że Precel popadł w komiksową manię? Mania to mało powiedziane - dostał komiksowego odpału. Komiksy czytamy w kółko, a jeżeli Matka ma już dość i opędza się od bachora packą na muchy, to on siada sobie w kącie i wertuje kartki sam. Większość naszego domowego zbioru i tak zna prawie na pamięć.
Problem w tym, że przerobiliśmy już prawie wszystkie wydane w Polsce fajne komiksy dla dzieci i powoli zbliżamy się do dna tej - dość zresztą płytkiej - niszy. Niestety po drodze potomek odkrył istnienie Komiksów Gigantów, które matczynym zdaniem leżą na dnie właśnie, przykryte cienką warstwą mułu. Co ciekawe, Matka mgliście wspomina, że w dzieciństwie Giganty czytywała chętnie, albo więc z wiekiem coś jej się przestawiło w głowie, albo Donald zszedł na psy. Na szczęście już w niedalekiej przyszłości zapodamy Tintina i Asterixa, których skołatany matczyny umysł pragnie nade wszystko. Tymczasem, dość niespodziewanie, w łapska precla trafił Adventure Time, znany u nas jako Pora na przygodę. I siadło, proszę Państwa. Och, jakże siadło!
Na początku pomyślała sobie Matka, że to może być dla pięciolatka troszkę hardkor. Telewizji wprawdzie nie mamy i serialu animowanego nie oglądaliśmy, ale coś się tam rodzicielce obiło o uszy - że abstrakcyjny i troszkę psychodeliczny. Żeby nie było - to komplementy są. Zasięgnęliśmy więc rady specjalisty, czyli Maćka z Są komiksy dla dzieci. Ten orzekł od razu - brać. I tak oto pod naszą strzechę trafił komiks o przygodach chłopca imieniem Finn i jego przyjaciela, magicznego psa Jake'a, który w nieograniczony sposób potrafi zmieniać kształt i rozciągać swoje ciało. Dopiero potem dowiedziała się Matka, że w 2013 roku Adventure Time wygrał nagrodę Eisnera za najlepszy komiks dla dzieci!
Tymczasem Precel przeżywa zauroczenie trwające już bez mała miesiąc. Najpierw poraziły go ilustracje - kolorowe do obłędu, walące po oczach, nasycone do niemożliwości. Potem przeczytaliśmy pierwszy tom i okazało się, całkiem wbrew obawom Matki, że to niezwykle prosta historia, którą preclowy umysł ogarnął bez trudu. Ot, w bajkowej krainie Ooo pojawia się nagle Król Zły. Tak, dobrze się domyśliliście - jest zły. Chce wessać całą krainę do worka bez dna.
Na barkach naszych bohaterów leży teraz los świata. Na szczęście wspomaga ich gromadka dziwacznych pomocników, takich jak "mroczna" Marcelina, Księżniczka Wampirów, różowa Królewna Balonowa, czy archaiczna antropomorficzna konsolka do gier imieniem BMO. Nawiasem mówiąc Marcelina gra w zespole rockowym, a jej piosenkę możecie sobie puścić u góry tego wpisu. Wracając jednak do komiksu - akcja jest szybka i nie nadmiernie skomplikowana, kadry zaś przejrzyste i również nietrudne do ogarnięcia. Wszystko gra.
Akcja drugiego tomu (i jak na razie ostatniego, choć ptaszki ćwierkają, że z początkiem przyszłego roku coś się ukaże) śmiga równie wartko. Królewna Balonowa tworzy wehikuł czasu, jednak - jak doskonale wie każdy szanujący się fantasta - zabawy z manipulacją czasem zawsze, ale to zawsze kończą się wielkimi kłopotami. Nie inaczej jest i tym razem, gdy Finn i Jake przenoszą się w przyszłość, gdzie światem rządzą złe roboty. No i lecimy z tym koksem.
Wiecie, co jest najfajniejsze w Adventure Time? Ten komiks bezczelnie puszcza do czytelnika oko. Jego bohaterowie zdają sobie sprawę, że występują w książce, i często zwracają się do czytelnika bezpośrednio. Małe ramki na dole strony nieraz wyjaśniają rzeczy, które nie pomieściły się w kadrze, serwują suche żarciki czy fachowe porady ("Jeśli chcesz urosnąć i poślubić królewnę, rób wszystko odwrotnie niż Lodowy Król. Będziesz mieć dużo punktów na starcie”). Do tego nikt nie traktuje siebie zbyt poważnie - jakby bohaterowie mieli świadomość, że nie ma co się zbytnio przejmować końcem świata, który jest przecież tylko narysowany. Matka ma wrażenie, że z Adventure Time jest jak ze Shrekiem. Znaczy jak z cebulą. Ma warstwy. Precel wciąga się w szaloną akcję, zaś Matka docenia oko, które puszczają do niej autorzy.
Czy Adventure Time jest komiksem dla wszystkich? Pewnie nie. Ale dla nas jest naprawdę w dechę.
WYNIKI KONKURSU
Wstydzi się Matka trochę tego opóźnienia, ale musicie wybaczyć - chory Precel szalejący po domu to naprawdę sytuacja nie z tej ziemi. Tymczasem, bez zbędnych ozdobników i fanfarów, ogłaszamy zwycięzców: kalendarze otrzymują Joa Bart i Emilia Kryspin. Dziewczyny, ślijcie adresy, a my poślemy kalendarze najszybciej jak się tylko da!