Jak być może pamiętacie, z końcem wakacji postanowiliśmy dawać bachorom kieszonkowe. Pierwsze wyniki tego eksperymentu opisała Matka pokrótce tutaj, jednak okazuje się, że emancypacja finansowa jest niesłabnącym źródłem zabawnych anegdotek. Dziś druga odsłona pieniężnych historyjek.
Opowieść pierwsza: o cudownym rozmnożeniu pieniędzy
Jak być może pamiętacie, umawiamy się z bachorami tak, że po uzbieraniu pięciu dych jedziemy do dużego sklepu, gdzie każdy może zaszaleć i wydać ciężko zaoszczędzoną kasiorę. Ostatnio były urodziny i imprezy rodzinne, więc skarbonki zapełniały się wyjątkowo szybko. Precel sam liczy swoje dobra, jednak z Kluską bywa różnie i w dniu sklepowej wyprawy Matka przeprowadziła potajemną inspekcję jej oszczędności.
Jakież było Matki zdumienie, gdy oprócz plastikowych pieniędzy z naszej zabawkowej kasy i garści drobnych Koron, które zostały z wyprawy do Danii, znalazła w skarbonce zaledwie połowę spodziewanej kwoty.
Co z resztą kasy? Nie wydała na pewno, przecież sama do sklepu jeszcze nie chodzi. Kupiła czekoladowego batona od dilera w przedszkolu? W końcu doszła Matka do wniosku, że pewnie wyjmowała monety, oglądała i w końcu zgubiła. Biedna mała, liczyć jeszcze dobrze nie umie, ale rozczaruje się na pewno, że ma tak mało pieniążków – rozczuliła się Matka i postanowiła dołożyć brakującą kwotę.
Następnie była sklepowa ekstaza. Precel kupił kolejną figurkę za równo odliczone pięć dych - zacnego Groota. Kluska zaś kupiła… dokładnie to samo, co poprzednio. Tak, dobrze przeczytaliście. Teraz mamy w domu cztery butelki dla pluszaków, dwie identyczne figurki Twilight Sparkle i dwa zestawy naklejek. Tylko dinozaury na promocji po 2 zeta się skończyły, ich miejsce zajął mały plastikowy królik w kołysce.
Gdy tylko wróciliśmy do domu, Kluska ustawiła swoje zdobycze na półeczce i wpełzła pod łóżko. Matka z bezbrzeżnym zdumieniem przyglądała się, jak wyławia stamtąd pudełko śniadaniowe, które wydaje podejrzanie brzęczące dźwięki. Jak otwiera pudełko, wyciąga z niego brakujące 25 złotych, których Matka nie mogła się doliczyć, i podśpiewując pod nosem wrzuca je do pustej teraz skarbonki.
A Matka stała, patrzyła i nie mogła się nadziwić, że wyszła na takiego leszcza. Mała franca sznurówek jeszcze sama nie zawiąże, ale już wie, że trzeba dywersyfikować środki…
Opowieść druga: o japońskim bling-bling
W drodze z przedszkola zawsze mijamy reklamę dziecięcej szkoły karate. I tak ją sobie mijaliśmy i mijaliśmy, aż pewnego dnia Precel przyszedł i oświadczył, że właściwie to chciałby karateką być. Matka i Ojciec kiwnęli głowami. Od dwóch miesięcy Precel śmiga chętnie, aż tu pewnego wieczora, podczas zwyczajowych rozmów spod znaku „bardzo jestem śpiący, ale będę gadać jak najęty, żebyś tylko nie kazała mi już iść spać”:
- Wiesz, mamo, bo my przez to karate rzadziej chodzimy na plac zabaw, to teraz wybiorę plac zabaw.
- No jasne, synu, ale od przyszłego miesiąca, bo w tym miesiącu tata już zapłacił za karate.
- To za to się płaci?!! – Precel wykrzykuje zupełnie zszokowany.
- Nooo tak. Uczenie dzieci karate to jest praca twojego sensei. Dzięki temu zarabia pieniądze, żeby sobie kupować jedzenie, ubrania albo pojechać na wakacje.
- Albo… - tu Precel zawiesza głos tajemniczo, a oczy z ekscytacji robią mu się wielkie jak spodki - … kupować sobie RZECZY… NIEBYWAŁE! – to ostatnie wypowiada z wielką emfazą.
- Rzeczy niebywałe?! – Matka prawie krztusi się herbatą.
- Tak! Diamenty i drogocenne kamienie!
No to teraz imaginujcie to sobie. Przychodzi taki nauczyciel do domu po pracy, zdejmuje zwykłe białe kimono i w jego miejsce zakłada kimono bling-bling, haftowane złotymi nićmi i wyszywane drogocennymi klejnotami. Jak znalazł do kolacji przed telewizorem.
Opowieść trzecia: o naiwnym kliencie
Pewnego razu u Babci bachory bawią się w sprzedawców lodów zbudowanych z Lego.
- A po ile te lody? – pyta Babcia.
- Dwa złote!
Na co Babcia wyciąga portfel i wręcza delikwentowi prawdziwą dwójkę. Precel kwiczy w radosnym niedowierzaniu, zaś Kluska przygląda się całej sytuacji, po czym szybko znika w pokoju. Po chwili wychyla się z własnymi lodami.
- Po ile te lody, dziewczynko? – pyta wesoło Babcia.
- Osiemnaście złotych! - wykrzykuje Kluska zaczepnie, a mina Babci rzednie.
- Mogę dać dwa!
- No dooobllllaaa – Kluska zgadza się łaskawie, wyciągając zza pleców uprzednio przygotowany kubeczek na pieniądze, po czym podchodzi do Precla, grzechocząc zawartością, i konspiracyjnym szeptem oświadcza – To od klienta!
- Budujemy nowe lody! – ponagla ją Precel.