Ale... dlaczego do Iranu?! - pytają kolejni rozmówcy. Niespecjalnie Matka rozumie ich zdumienie. Iran jest piękny, pełen absolutnie niesamowitych zabytków, przyjaznych ludzi i pysznego jedzenia. Kto by nie chciał? Trzeba jednak przyznać, że nie jest to najłatwiejszy kierunek wakacyjnej wyprawy i wymaga nieco przygotowań. Dlatego dziś mamy dla was kilka szybkich wskazówek. Niektóre z tych rzeczy nieźle nas zaskoczyły.
Strój
Słońce prosto w oczy, czterdzieści stopni w cieniu, pragniecie poskakać sobie jak te kozice po zabytkach Persepolis. Proszę bardzo, droga wolna, byle przyodziewek był odpowiednio skromny. Panów w Iranie obowiązują długie spodnie, panie mają bardziej pod górkę - długie do kostek spodnie/spódnica, długie rękawy, bluzka bez dekoltu i chusta zakrywająca włosy. W obu przypadkach gołe stopy są dozwolone. Teoretycznie kobiety powinny nosić tuniki zakrywające pośladki, w praktyce nie ma problemu z bluzkami sięgającymi do pasa.
Iranki najczęściej mają na sobie obcisłe legginsy i długie tuniko-bluzki, które do przesadnie luźnych też nie należą. Właściwie po luźnych ciuchach poznać można głównie turystki. Chusta na głowie to czasem zwykły hidżab, a czasem luźny szal, nieraz całkiem pretekstowy, trzymający się jedną wsuwką na koczku z tyłu głowy. Są też oczywiście kobiety w czadorach, ale tych widzieliśmy zdecydowanie mniej.
Po pierwszym szoku termicznym człowiek szybko się przyzwyczaja, a przewiewne, lekkie i długie ciuchy chronią przed promieniami słońca. Najgorzej z tym szalikiem, ciężko o nim cały czas pamiętać - czy jesz zupę w knajpie, czy kisisz się w autobusie, nie ma rady.
Pieniądze
O tym, ze do Iranu podróżuje się wyłącznie z gotówką, wiedzieliśmy oczywiście z wyprzedzeniem. Ze względu na sankcje nałożone przez kraje zachodnie, żadne zagraniczne karty nie działają w Iranie. Niby żaden problem, bo w dużych miastach bez najmniejszego problemu udawało nam się znaleźć kantor i w dość uczciwej cenie wymieniać Euro i Dolary, a jednak trochę stres. Wiadomo, kasy trzeba wziąć więcej na zapas - a co jeśli stanie się jakiś wypadek i trzeba się będzie lokalnie leczyć? Albo Matce strzeli do głowy kupić jakąś absurdalnie drogą pamiątkę?
Potem okazało się, że w Iranie mają naprawdę dużo zer. Grubaśny zwitek banknotów to jedno, ale system podawania cen wprawił nas początkowo w konfuzję - dopiero po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że lokalsi używają dwóch równorzędnych określeń dla tego samego nominału. Znaczy się obecnie obowiązującą walutą są riale, ale Irańczycy odejmują zera i używają starego określenia - tumany. I robią to wymiennie, cholery jedne, jak im pasuje. Znaczy idziesz do sklepu, na półce są ciastka z ceną w Rialach, już się psychicznie przygotowałeś, rach ciach przeliczyłeś w głowie na nasze polskie, a tu facet w kasie mówi ci w Tumanach. No weź!
Hotele
Kto pojeździł trochę na wschód, ten wie, że istnieją spore rozbieżności w postrzeganiu hotelowego standardu... no dobra, to takie eufemistyczne określenie. Po prostu odejmijcie jedną gwiazdkę od oficjalnego hotelowego oznaczenia. Zacznijmy jednak od tego, że jak na oferowane warunki w Irańskich hotelach jest raczej drogo. Znaczy za czysty, schludny pokój, w którym klimatyzacja właściwie nie działa, ściany wybrzuszają się pod dziwnymi kątami a na suficie zamiast lampy jest kabel, oczekujcie opłaty w granicach 55-65 Euro za noc.
Osobną, przezabawną kategorią są łazienki. Irańskie toalety publiczne najczęściej wymagają siusiania "na Małysza", przy jednoczesnym trzymaniu zębami długiej spódnicy i walki ze spadającą na oczy chustką. Zamiast papieru toaletowego jest rurka z wodą do podmywania się, z której najwyraźniej wszyscy korzystają skwapliwie, bo podłoga jest najczęściej całkowicie mokra. Na szczęście hotelowe kibelki są zwyczajne, europejskie (choć rurka bidetowa jest, a i owszem), jednak najczęściej towarzyszy im prysznic całkowicie pozbawiony zasłonki. Tak, tak, instytucja zasłonki prysznicowej nie dotarła jeszcze do większości irańskich hoteli, tak więc przed kąpielą należy z niewielkiej łazienki wynieść wszystko, czego nie zamierzamy zalać - w tym cenny papier toaletowy...
Jedzenie
Jest pyszne i absurdalnie tanie. Oprócz śniadań, które wyglądają jak w standardowym polskim szpitalu. Znaczy jest to najsłabsza strona irańskiej kuchni - najczęściej serwowano nam lokalne placuszki o konsystencji szmatki do mycia naczyń, trochę białego sera, miód i warzywa. Da się żyć. Problem był za to z kawą. W żadnym hotelu obsługa nie rozumiała ciężkich matczynych westchnień. Na szczęście filiżankę naprawdę wspaniałej kawy udało nam się złapać w dzielnicach ormiańskich, no i w obwoźnych vanach z ekspresami ciśnieniowymi, które zdarzały się od święta. Taki mały cud!
Za to wszystkie pozostałe posiłki - cud, miód i orzeszki. Kurczak z orzeszkami w sosie z granatów czy w potrawce z pigwy będzie się Matce śnił jeszcze długo po nocach, podczas gdy Ojciec wybierał najczęściej zwykłego kebaba (czyli po prostu doprawione ugrilowane mięso, które nie ma absolutnie nic wspólnego ze znanym z polskich ulic kebsem). Problem mają za to wegetarianie, koncept nie jedzenia mięsa słabo przemawia do Irańczyków. Na szczęście jest falafel! Wielka buła z falafelem, pikantnymi piklami i warzywami za trzy złote to jest po prostu marzenie. Dorzuć dwójkę i masz duży, świeżo wyciśnięty sok z melona. Mniam.
Media
Wszystkim nam coś świta, że wolne media właściwie w Iranie nie istnieją, a Internet i serwisy społecznościowe są blokowane. No dobra, ale co to właściwie znaczy? No cóż, automatycznie blokowana jest większość stron "newsowych", bez problemu działa za to Gmail i Instagram. Z Fejsbuniem bywa różnie - na prowincji był poblokowany, zaś w Teheranie śmigał. Nie do końca udało nam się zrozumieć ten fenomen. Rząd ogłasza też cenzurę niektórych aplikacji, głównie ze względu na takie czy inne kwestie obyczajowe - przykładowo ostatnio wyleciał z hukiem Pokemon Go.
Wszystko to oczywiście da się bez problemu załatwić przy pomocy VPNa, za stosunkowo niewielkie pieniądze. Wymaga to rzecz jasna pewnych przygotowań, więc lepiej załatwić sprawę zawczasu. Z samym dostępem do sieci zazwyczaj nie ma większego problemu w hotelach, jednak nie liczcie specjalnie na jakikolwiek otwarty Internet w przestrzeni publicznej. Jeszcze czego, w tyłkach się poprzewracało!
Ufff... tyle na początek. Interesuje Was coś konkretnego? Pytajcie śmiało!