Kiedy Matka pisze "książki do zabawy" nie ma wcale na myśli zabawy słowem. Mamy w domu parę takich książek, które z większym lub mniejszym powodzeniem udają zabawki.
Scenariusz ich pełnego boleści żywota jest zwykle podobny - bachory kwiczą z zachwytu, bawią się do upadłego, wyrywają wszystko co da się wyrwać, przekręcają wszystko, co da się przekręcić, gubią wszystko, co da się zgubić i pozostaje nam smutny kadłubek, który potem Matka klei i naprawia nocami. A potem cała heca zaczyna się na nowo.
Życie na zamku. Trójwymiarowa książka z makietą to preclowy numer jeden, stanowiący jednocześnie najdelikatniejszą pozycję naszej kolekcji. Tytuł mówi wszystko - rozkładając książkę i związując razem okładki otrzymujemy całkiem przemyślnie zaprojektowaną trójwymiarową konstrukcję średniowiecznego zamku. Czegóż tu nie ma! Rozpoczynamy przygodę od zwodzonego mostu, zwiedzamy kuchnię, salę jadalną, komnaty księcia, kaplicę i zbrojownię w komplecie z salą tortur. Ta ostatnia została nieco nadszarpnięta entuzjastycznymi preclowymi paluchami, ale poza tym zamczysko trwa w całkiem niezłym stanie, mimo że nie jesteśmy jego pierwszymi właścicielami (to cenne znalezisko trafiło na naszą półkę dzięki cioci Gosi z Projekt Penelopa). W komplecie jest jeszcze mała książeczka, którą próbowaliśmy bez większego powodzenia odczepić od makiety, opisująca zamkową codzienność, wraz z kartonowymi "ludzikami" do zabawy. Te ostatnie wydały się Preclowi nieco rachityczne, szybko więc zastąpił je własnymi wojownikami, za nic mając sobie wartości edukacyjne i historyczne kostiumy. Sama wewnętrzna książeczka jest krótka i nie wzbudza u nas wielkiego entuzjazmu - jest wszak Precel właścicielem kilku książek o średniowiecznych zamkach. Ale ten zamek, panie i panowie! Ten zamek, ten most zwodzony! Jak to się wszystko pięknie rozkłada!
Plusy:
- świetny pomysł i wykonanie
- dużo szczegółów, ładna oprawa graficzna
Minusy:
- delikatna!
O ile zamek darzy Matka sympatią na równi z bachorami, o tyle kolejną książko-zabawkę znielubiła w ekspresowym tempie. Pisząc "książkę" prycha Matka gniewnie pod nosem, bo bardziej niż książka jest to kloc grubaśny, ciężki, składający się z - olaboga! - czterech stron na krzyż i plastikowego samolociku. Czemuż, ach czemuż kupiłaś Matko ten produkt książkopodobny? No dobra, kto nie miał nigdy książkowego zaćmienia, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ale dość biadolenia - o co chodzi? Chodzi o to, że na wzmiankowanych czterech stronach oprócz niezbyt pasjonującego tekstu opisującego ilustracje przedstawiające proces przygotowania do podróży czy kołowania na pasie startowym są jeszcze wgłębione trasy, na wzdłuż których ma podróżować nasz plastikowy samolocik. W teorii, bo po pierwsze nakręcało się go tak trudno, że nawet Matkę palce bolały, po drugie non stop wypadał z trasy. Czemu pisze Matka w czasie przeszłym, zapytacie? Bo cholerstwo po paru dniach bezpowrotnie się zepsuło. Gwoli sprawiedliwości należy dodać, że póki działał, póty bachory bawiły się nim chętnie, zwłaszcza na dużej rozkładówce z mapą świata. Jeśli macie w domu jakiegoś fana lotnictwa, to możecie się pokusić. W przeciwnym razie szczerze odradzamy.
Plusy:
- latanie samolotem po mapie świata
Minusy:
- samolot się zepsuł!
- reszta książki niezbyt ciekawa - bez samolotu nie ma sensu jej czytać
- gruba, nieporęczna