Latka lecą a infantylizm postępuje. Znaczy się książkowy. Nie ma bata, żeby Matka przestała kupować te książki z klapkami, no nie da się. A jak się nie da, tak obiektywnie, to co się człowiek będzie przejmować. Jedziemy z tym koksem - dziś kolejny rzut klapksiążek. W teorii dla najmłodszych.
Ukryte zwierzaki, czyli Animali nascosti
Kurde, ale to jest bajer! I cóż, że po włosku, nic nas to nie obchodzi, ani jednego słówka rozumieć nie musimy, kiedy w książce takie cuda klapkami można wyprawiać. Idea jest super fajna - do każdej grubej, kartonowej stronicy przyklejone są po cztery dodatkowe klapki, które można otwierać wszystkie po kolei lub każdą z osobna. W klapkach, żeby było jeszcze fajniej, wycięte są małe dziurki, przez które możemy podglądać to, co jest pod spodem.
Ale prawdziwy bajer widać dopiero po odsłonięciu każdej klapki - nachodzą one na siebie, a oczom czytelnika ukazują się kolejne zwierzęta, zaś po odsłonięciu ostatniej - nowy, duży obrazek, który składa się z wcześniej odsłoniętych fragmentów. Proszę państwa, radości jest mnóstwo, podobnie jak zdziwienia, sprawdzania, odkrywania i zakrywania na nowo. Patent tak fajny, że nie ma co o nim pisać - to trzeba zobaczyć.
Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, czyli Who lives here? i What will I be?
Książki kupione w ciemno, wyłącznie z sympatii do ilustracji Marca Boutavanta (być może znacie jego niedoścignionego Misia Mukiego?), okazały się kolejnym strzałem w dziesiątkę. I tutaj na dużej kartce mamy doklejone cztery klapki (lub jedną wielką), otwieramy je jednak niezależnie. Małym minusem jest brak kartonowych stronic - przy "intensywnym" czytaniu młodsi użytkownicy mogą to i owo pourywać. U nas udało się wyjść z tego bez szwanku, ale bywało blisko.
Idea jest prosta - czytelnik musi rozwiązać zagadkę przyrodniczą. Jedna z książek pokazuje zwierzęce "dzieci" z pytaniem, co z nich wyrośnie, zaś druga uczy trochę o ekosystemach. Nic wielkiego, nic trudnego, a czyta się fajnie - no i radość z poprawnych odpowiedzi bezcenna. Cóż z tego, że przy 10 lekturze wszyscy znamy to na pamięć, czytać to samo można wszak do momentu, aż mózg wypłynie nosem. Sprawdzone info.
Dobranocny Miś, czyli The Bedtime Bear
Znów z niejakim zawstydzeniem przyznaje się Matka do zakupu w ciemno - no dobra, nie tak całkiem, wszak na okładce Alex Scheffler. Tak, TEN. Ten od Gruffalo. Klękajcie narody. I wiecie co? Jest spoko. Prosta, wierszowana, zabawna książeczka z paroma zacnymi "klapkowymi" pomysłami.Z wierszykami jest u nas w domu kłopot, bo Euterpe nigdy nie była u nas ulubioną muzą (i to delikatnie mówiąc), ale rymy tak wyszukane jak lizzard in a blizzard stopiły nawet nieczułe serca Potworów.
Jest zabawnie, jest ciekawie - w różnych miejscach za klapkami, beczułkami i skrzynkami kryją się wesołe zwierzątka, są paski do pociągania, kółka do kręcenia i inne papierowe śmiesznostki. No i jest też najśmieszniejsza rzecz na świecie, czyli obrotowe menu, w którym pojawiają się takie rarytasy jak chociażby włochate gruszki. Palce lizać.