Za oknem noc, zimno, ciemno. Wielkie mokre płatki śniegu lecą z nieba, oblepiając świat w całkowitej ciszy, i wiadomo, że rano ostre szczyty gór za oknem będą zupełnie białe. Pingwin cesarski, pingwin Adeli, pingwin złotoczuby – paluch Kluski przesuwa się po kolejnych obrazkach. Siedzimy za kołem podbiegunowym. Którym? Też pytanie! Za obydwoma.
One Day on Our Blue Planet… in the Antarctic – Flying Eye Books
Wiadomo, ten pingwin złotoczuby ulubiony. Po pierwsze zawiera głoskę „cz”, której rozkoszną dźwięczność pozyskaliśmy niedawno, po drugie zaś jest po prostu zabawny, no bo sterczą mu te pióra na głowie. No nie będzie Matka zmyślać, że w przypadku tej książki robiła jakieś wielkie rozeznanie – One Day on Our Blue Planet… in the Antarctic to był totalny pewniak, w ciemno można brać. Wiecie, coś, co musi się spodobać - jak pachnące mazaki, pomidorówka od Babci czy łażenie do południa w piżamie.
One Day to historia małej pingwinki (jakoś z automatu założyliśmy, że bohaterka jest płci pięknej), która właśnie opuszcza rodzinne gniazdo i wyrusza w swoją pierwszą wielką podróż po lodowatych arktycznych wodach. Dookoła aż roi się od życia wszelakiego, a nasza pingwinka musi nie tylko zdobyć jakąś szamkę, ale i uważać, by nie skończyć w czyimś żołądku. Ta książka jest dokładnie taka, jak arktyczne życie – prosta, nieskomplikowana, na pierwszy rzut oka jedynie zimna i biało-błękitna, ale tak naprawdę bardzo piękna.
To, że Kluska wpadnie w zachwyt głęboki jak Ocean Antarktyczny, wiadomo było od razu. Ale fascynacja Precla okazała się dla Matki zaskoczeniem. Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak kupić drugi tom z tej serii o życiu na sawannie. Jak to mówią w okolicy – tys piknie!
Niedźwiedź polarny – Wydawnictwo Łajka
Hop-siup, teleportujemy się w bliższe regiony, na północne koło podbiegunowe. Czas poczytać trochę o niekwestionowanym królu tych terenów, niedźwiedziu polarnym. Wskakujemy też od razu na nieco wyższy poziom czytelniczy, bo Niedźwiedź polarny to książka popularnonaukowa – na tle pięknych, magiczno-realistycznych ilustracji serwuje nam naprawdę sporą garść faktów o fizjologii i zwyczajach tego największego arktycznego drapieżnika.
Dowiedzieliśmy się między innymi, w jaki sposób misie polarne nie ślizgają się na śniegu, ile warstw futra mają, co lubią sobie przekąsić oraz jak kształtują się ich rozmiary w porównaniu do przeciętnego siedmiolatka. Spoiler alert: są wielkie! Tutaj z kolei kluskowa fascynacja okazała się dla Matki zaskoczeniem – bo niby są to fakty podane bardzo przystępnie, ale jednak jest ich sporo, a Potwora wytrzymuje lekturę bez zmrużenia oka.
Którą z naszych zimowych książek wybrać? Decyzja niemożliwa, na ferie trzeba brać obie.
Acha, gdybyście – podobnie jak Ojciec – żyli w przekonaniu, że misie polarne i pingwiny widują się w realu, to dzięki tym książkom dowiecie się, że nie. No po prostu nie.