Jeśli szukacie bohaterki, która dla niewinnych umysłów waszych dzieciątek będzie wzorcem moralnym i kompasem etycznym, to szukajcie dalej. Krowa Matylda jest samolubna, neurotyczna i – powiedzmy sobie szczerze – ma trochę nierówno pod sufitem obory. Jeśli natomiast chcecie zapodać potomstwu literaturę lekką i komiczną, którą połknąć można „na jeden chaps”, to już dalej szukać nie musicie.
Nakładem wydawnictwa Media Rodzina ukazało się już na naszym rynku dziewięć książek o szalonej pocztowej krowie (w tym jedna kartonówka dla maluchów – i trzymajcie Matkę, bo ją portfel świerzbi!). Matyldę poznajemy na czatach, gdy z uporem godnym ogara poluje na listonosza. Wkrótce jednak z zaciętych wrogów przekształcają się we współpracowników, a nasza czworonożna protagonistka zastępuje listonoszowi rower. Matylda szuka zakopanych skarbów, nudzi się, bryka w śniegu, włazi gospodyni do łózka i liczy prosiaki. Jest lekko, wesoło, momentami nieco absurdalnie – czyli mamy tu wszystko, co tygrysy lubią najbardziej.
Wielkim atutem Krowy Matyldy są ilustracje. Proszę państwa, ile tu się dzieje! Abstrahując już od samej rogacizny, która swój łaciaty zadek nieustannie pakuje w tarapaty, książki roją się od bohaterów drugiego planu – pełno tu szczegółów i szczególików, kurczaków parzących kawę, żab grających na pianinie, ryb w trakcie przeprowadzki i innych zabawnych i abstrakcyjnych scenek. Prawie tyle samo czasu, ile schodzi na czytanie, poświęcamy na tropienie tych rysunkowych żarcików.
Matylda stoi na naszych półkach już od dłuższego czasu, ale wraz z rozwojem kluskowego samodzielnego czytelnictwa przeżywa teraz prawdziwy renesans. Kluskę widocznie urzeka nuta krowiego szaleństwa, a tekstu mamy tu akurat w sam raz, żeby się nieco natrudzić, ale nie zniechęcić - zazwyczaj jedynie linijkę czy dwie, choć zdarzają się też stronice, przez które trzeba brnąć nieco dłużej. Przybijamy znak jakości, jeśli tylko nie straszne wam BSE…
W serii tekstów o kluskowym czytelnictwie Na jeden chaps pojawił się już wpis o Antonino!