Wakacje, wakacje, wakacje! Wyjazdy duże i małe, wyprawy, zabytki, pomniki, plaże, górskie szlaki. Dziecka wakacyjne, opalone, malownicze do obrzydliwości. Grzeją się z przepracowania karty pamięci w aparatach i matryce w komórkach. Tu stań, z konikiem, królikiem, latarnią morską i zabytkiem UNESCO! Wyprostuj się, uśmiechnij się, wyjmij ten palec z nosa, w obiektyw patrz!
Cykamy urlopowe foty dziesiątkami... oj tam, dziesiątkami. Matka to setkami. Tysiącami czasem. I wiecie co? Nic w tym złego, fajnie mieć z tych wakacji jakąś pamiątkę. Na takim zdjęciu nie widać, że bachory od dwóch godzin jęczą, że jeść, pić, kupa, siku i noooogi booolą. Nie widać, że chwilę temu okładały się sztachetami od płotu. Po latach to nawet człowiek wmówi sobie, że wakacje z dziećmi były fajne. Ale, korzystając z wakacyjnego szału fotograficznego, ma Matka taki mały apel.
Nie zapominajcie o codzienności! To nie wakacyjne foty z "fotograficznym uśmiechem numer pięć" przyklejonym do twarzy będą kiedyś przywoływać najfajniejsze wspomnienia, ale te codzienne, zwyczajne, często przypadkowe. Z kubkiem mleka, plastrem na kolanie, rozczochranymi włosami. Czasem smutne, gdy nowe lody spadną na ziemię. Czasem upozowane, gdy laurka wyszła piękniejsza niż zwykle i trzeba koniecznie uwiecznić ją dla potomności.
Róbcie zdjęcia, takie codzienne, zwyczajne, róbcie. Kiedyś wrócicie do nich z uśmiechem. Słowo nałogowej zdjęcioholiczki!