Naklejki, oględnie mówiąc, są dla bachorów jak heroina. Serio. My tu sobie haha, hihi, żarciki z tematu, a prawda jest taka, że za celulozę z klejem od spodu dadzą się pokroić tępym nożem. Wiedzą to lekarze, którzy już dawno zorientowali się, że najgorsze nawet katusze można z łatwością wynagrodzić małym kawałkiem papieru. Niestety wiedzę tę posiedli również producenci wszelkiego rodzaju gazetek dziecięcych, zeszytów z zadaniami i innych cudów, które sprawiają, że zmysł estetyczny Matki dostaje spazmatycznych drgawek, zaś bachory patrzą wzrokiem, który niepokojąco upodabnia je do kota ze Shreka.
Dlatego Matka raz na jakiś czas przeprowadza coś, co znajomi militaryści nazwaliby uderzeniem wyprzedzającym. Znaczy dokonuje przeglądu arcybogatej oferty rynkowej i wybiera naklejki, które są jakoś tam estetycznie akceptowalne, niosą chociażby malutki kaganeczek oświaty, no i nie zakorzeniają w nieletniej podświadomości potrzeby posiadania jeszcze zeszytu, piórnika i gumki do majtek z wizerunkami ulubionych bohaterów ze stajni przemysłu rozrywkowego. I – żebyśmy się źle nie zrozumieli – wcale Matka tych innych naklejek kupować nie broni, przeciwnie, mamy w domu również cały przekrój oferty rynkowej konikowo-starłorsowo-awendżersowej. Tylko tak, dla przeciwwagi, mamy również poniższe propozycje.
1. Ubieranki-naklejanki – wydawnictwo Usborne
Jakaż to jest zacna seria, proszę Państwa! Słów Matce brakuje do pełnego opisania tej zacności. Dość powiedzieć, że w każdej z książeczek, które poświęcone są najróżniejszym strojom we wszystkich właściwie epokach historycznych, mamy 24 strony i gdzieś między 150 a 200 naklejek. Standardowy format to broszura A4, ale te same naklejanki występują też w mniejszej wersji podróżnej i towarzyszą nam na każdych wakacjach. A jeśli chodzi o temat, to naprawdę znajdzie się coś dla każdego.
Na rozkładówkach, poświęconych osobnym zagadnieniom (np. ratownicy górscy, Krzyżowcy czy życie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej), jest parę zdań wprowadzających w temat i kilka postaci w przysłowiowych majtach, które bachor musi odpowiednio ubrać. W ciągu ostatnich dwóch lat przerobiliśmy już wielkich podróżników, astronautów, żeglarzy, służby ratownicze różnego kalibru, rycerzy, wojowników, piratów oraz – last but not least – wielkie bojowe roboty. Usiłowaliśmy również w ramach dżenderu zainteresować Potwory modą poszczególnych epok, ale bez większego powodzenia.
Nasze naklejanki pochodzą z Bookids, tutaj możecie sprawdzić, jakie tematy was zainteresują. A jeśli nie macie pomysłu, to Precel serdecznie poleca rycerzy (Sticker Dressing: Knights) – wiecie, Normanowie, Ryszard Lwie Serce, polowania z sokołami i zdobne zbroje turniejowe, takie tam atrakcje.
2. Bieguny i ich zwykli-niezwykli mieszkańcy – wydawnictwo Widnokrąg
Być może pamiętacie, że jakiś czas temu pojawił się u nas Las z tej samej serii. Kluska dostała na punkcie tej książeczki istnego kociokwiku i jarała się nią jak kiełbaska na grillu jeszcze długo po tym, jak wszyściutkie naklejki wynaklejaliśmy. No więc bez większego namysłu zainwestowaliśmy również w Bieguny.
Zasada taka sama – najpierw uczymy się trochę o danym zwierzaku i jego charakterystycznych cechach, a potem hulaj dusza. Znaczy mamy kilka kartek z osobnymi oczami, uszami i pyskami, ale jak i komu postanowimy je przytwierdzić, to już nasza sprawa. I nagle sowa śnieżna dostaje uszy polarnego zająca, i już uciecha gwarantowana.
Można kupić tutaj.
3. Pieski do ubierania – Djeco
Tym razem coś z nieco innej beczki, czyli naklejki wielokrotnego użytku. Wiecie, takie z folii, która przykleja się do śliskiej, laminowanej karty, a potem można ją po prostu odkleić. Niby nic wielkiego, a jednak chwyciło – Kluskozaur z lubością przebiera pieski, wkłada im w łapy coraz to fajniejsze akcesoria, wymienia muchy, krawaty, parasole, precelki, kiełbaski, portki niebieskie na portki czerwone… I jakimś cudem nic nam się jeszcze nie pogubiło, bo całkiem solidnie się te ubrania trzymają.