Jeżeli coś ma dwie części, to już śmiało może nazywać się cyklem, prawda? Tak więc przed Wami druga odsłona cyklu Krakowskie muzea z dziećmi. Dziś pokażemy gmach główny Muzeum Narodowego, który na przestrzeni ostatnich kilku lat zmienił się nie do poznania – oczywiście na plus.
Lata temu, gdy Matka zjechała do Krakowa zdobywać „mgr" przed nazwiskiem, Muzeum Narodowe trąciło myszką – i to delikatnie mówiąc. Owszem, chodziło się tam na wielkie nazwiska, ale żeby tak po prostu, bez okazji, dla przyjemności? Na szczęście teraz jest zupełnie inaczej. Został gmach, zostały wielkie nazwiska, ale zmieniło się wszystko inne – zagospodarowano straszący turystów plac przed budynkiem, pojawiła się sieciowa kawiarnia, świetny sklepik, bogaty program towarzyszący. Naprawdę fajnie jest. Zobaczcie sami.
A co tam mają ciekawego?
Skłamałaby Matka mówiąc, że wszystko. Przykładowo taka galeria rzemiosła artystycznego to sekcja, którą obchodzimy bardzo szerokim łukiem. Ale już sztukę polską XX wieku witamy z otwartymi ramionami (kolejna woda na młyn Matki, która jest głęboko przekonana, że sztuką najlepiej przez bachory odbieraną jest właśnie sztuka współczesna). Wszak mają tam najfajniejsze dzieło, czyli kolumnowo-lustrzaną instalację Leona Tarasewicza, na której Potwory dostają absolutnie małpiego rozumu. I – co zupełnie zdumiewające – nikt z obsługi nie ma o to do nas pretensji. Na koniec zostawiamy sobie galerię broni i zbroi, wprawdzie pełną szklanych gablot, ale za to o fascynującej zawartości. Marudzi tu Matka, że wszystko obarczone wysokim współczynnikiem „nie dotykaj", że sekcja, gdzie można przymierzyć hełm czy kolczugę jakaś uboga, ale tak naprawdę jest całkiem spoko. Wprawdzie raz goniła nas pani z obsługi i upierała się, żeby przez cały czas bytności w muzeum bachory trzymać za rękę, ale po parunastu minutach poddała się.
Wystawy czasowe całkiem odlotowe
I nawet nie czuję, jak rymuję. Z czasówkami w Narodowym bywa różnie, ale najczęściej bachory oceniają je na plus. „Mamooo! Patrz! Nowa wystawa w Narodowym!" ryczy Precel, gdy jadąc Alejami mijamy gmach główny obwieszony nowym bannerem. Skubaniec zawsze bezbłędnie to wyhacza, i będzie nam przypominał przy każdym przejeździe, do skutku, bo to oznacza zawsze dużego szejka truskawkowego w kawiarni, fajną książkę z muzealnego sklepu, jeżdżenie przezroczystą windą i w końcu jakieś dziwne rzeczy do oglądania (na przykład takie). Obecnie możecie się wybrać na wystawę o sztuce chińskiej, gdzie Potwory już na starcie zaliczyły opad szczęk z wrażenia, bo na klatce schodowej wyświetlane są z projektora wijące się smoki. Bez przesady można stwierdzić, że na tej klatce spędziliśmy tyle czasu, co potem na właściwej ekspozycji.
Zajęcia dodatkowe
Są, a i owszem, w wielkiej różnorodności. Począwszy od cyklu spotkań Konik Muzealny, które są otwartymi warsztatami odbywającymi się co niedzielę w różnych gmachach wchodzących w skład Narodowego (i na które nie trzeba się zapisywać z wyprzedzeniem, co ważne dla osób tak słabo ogarniających wszechświat, jak my), poprzez warsztaty plastyczne dla młodszych i starszych, po poważniejsze już dyskusje z nastolatkami. Matka śmie twierdzić, że pod tym względem Narodowe to najlepiej przygotowana instytucja kultury w Krakowie.
Kawa taka pyszna, sklepik taki wspaniały
Pisaliśmy poprzednio, piszemy i teraz – przerwa w muzealnej kawiarni gwarantem udanego zwiedzania z bachorem pod pachą! Matka kręciła na początku nosem, gdy okazało się, że Narodowe podpisało umowę z niewielką lokalną kawową sieciówką, ale teraz kawusię żłopie chętnie, bo dobra. Są ciastka, tosty, szejki, wszystko jest. Do tego cud nad cudy – wielka podświetlana dekoracja sufitowa przedstawiająca ryby w oceanie. Dla Potworów znacznie atrakcyjniejsza niż najpiękniejszy nawet Wyspiański i Malczewski. Sklepik muzealny też na wysokim poziomie, z kompletem nowości wydawniczych z zakresu literatury dziecięcej, zabawkami, lokalnym dizajnem, no i oczywiście książkami z historii sztuki. Jest też kącik do rysowania dla dzieci. Wypas.
Udogodnienia i zniżki
Jest wifi, można więc wrzucać do woli selfie z rąsi. Jest przewijak (kudosy dla osoby, która powiesiła nad nim reprodukcję „Macierzyństwa" Wyspiańskiego), jest winda, od niedawna jest też duży podziemny parking tuż przed muzeum. Innymi słowy – jest wygoda, czy to z wózkiem, czy bez. Bachory do lat 7 nie płacą, a starsza szarańcza do lat 16 zwiedza za symbolicznego złocisza. Za dwie dychy dostaniemy bilet rodzinny – alternatywnie można przyjść w niedzielę i wszystkie ekspozycje stałe zobaczyć za darmoszkę.
MUZEUM NARODOWE - GMACH GŁÓWNY w pigułce:
- doskonały program zajęć dodatkowych
- galeria broni zafascynuje każdego małolata
- fajne (zazwyczaj) wystawy czasowe i towarzyszące im warsztaty
- świetne udogodnienia (kawiarnia, sklepik, parking)
- tuż za rogiem park Jordana, gdzie można się wyszaleć jeśli w muzeum każą być grzecznym
Precel przybija znak jakości.