Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła! - skandują Potwory maszerując dookoła stołu. Gdybyż, ach gdybyż to była prawda! Matka ponuro spogląda w okno, na smętnie kapiący deszcz. Na te dwa centymetry śniegu, które spadły w tym roku w Krakowie, rzuciliśmy się jak szaleni. Teraz pozostaje nam jedynie czytać o zimie.
Zima przyszła do nas z wierszami Tadeusza Kubiaka. Przyszła i została - ku niejakiemu zdumieniu Matki, bo Potwory są mało liryczne i zazwyczaj wybierają prozę. Być może dlatego, że słowo i obraz tak pięknie się w tej książce komponują - są czarne wrony na śniegu śnieżnobiałym, zielony świerszcz przy oknie pomalowanym mrozem, czarnowłosa łyżwiarka kręcąca piruety na lodzie. Miś też jest, choć obecny jedynie duchem. Misie przeciez w zimie śpią. Pięknie to wszystko Przemysław Liput zilustrował, klasycznie, plamami koloru na śniegu. Idzie Zima trochę nas zaczarowała dzięcięcym, prostym zachwytem nad mrozem i śniegiem, nad choinką i bałwanem. To nie infantylne rymowanki, jakie dorośli serwują dzieciom, a raczej prawdziwa próba wejścia do dziecięcego świata. Woła do nas z kart książki zima radosna, biała, taka, jakiej od kilku lat nam brak, zamknięta w dwudziestu wierszach - kliszach. Ot, kwintesencja zimowatości.
Każdy z nas ma tu swoje strony ulubione. Matka patrzy z zachwytem na trzech króli schodzących ze śnieżnych gór, w czapach wielkich i płaszczach zdobnych, "kadzidło, mirrę, złoto kryjąc pod kapotą", i na ogromne gwiaździste niebo nad nimi, przecięte czerwoną gwiazdą. Kluska cieszy się z prostego wierszyka o kocie, który wabi ją dobrze znanymi dziecięcymi rymami: kot-płot, luty-buty. A Precel? Precel zaskoczył wszystkich, wybierając wiersz o świerkach, które z gór szły na pasterkę śnieżną zimową nocą. Czemu ten utwór akurat, najbardziej chyba metaforyczny, a nie coś o ubieraniu choinki czy lepieniu bałwana? Czasem rozwala Matkę ta jego czteroletnia wrażliwość. Poczytajcie sami.
Przez ciemną noc, przez wielki śnieg szedł świerk ze świekiem. Schodziły z gór, z potokiem w dół, szły na pasterkę. |
Z Ornaku szły wśród skał - na znak gwiazdy świetlistej, z Pisanej w dół, przez wielki śnieg do Kościeliskiej. |
Szumiał w nich wiatr, trzeszczał w nich mróz grudniowy, wielki... Aż ci u wrót kapliczki - hej! - stanęły świerki. |
W kapliczce tej gazdowy syn... Lulajże, mały... Tak świerki dwa przydrożnym snom kolędowały. |
Gdzie ta zima cholerna?!
Dwa centymetry śniegu spadły, a Matka już stoi w blokach startowych i sanki z piwnicy wyciąga. Byliśmy w naszym pobliskim parku jedynymi szaleńcami, którzy o dziewiątej rano zameldowali się na górce. I co? Ha! Cały śnieg wyjeździliśmy, a popołudniu wszystko stopniało. Może to i lepiej, że byliśmy sami, bo bachory nasze używają zimą słów przez pozostałych rodziców uznanych za obelżywe. Otóż kawałek plaskiku, na którym zjeżdża się z górki na tyłku, powszechnie zwany jabłuszkiem, u nas w domu funkcjonuje pod nazwą "dupolot". W wersji ocenzurowanej może ewentualnie być "pupolot". No i klops, zgorszenie.
A kiedy już wytarzaliśmy się w śniegu, narzucaliśmy się śnieżkami i pozjeżdżaliśmy na wzmiankowanym dupolocie, przyszła kolej na sanki z prawdziwego zdarzenia. I - jak na wyrodnych rodziców przystało - znów nie dopilnowaliśmy. Taka scena: Kluska malowniczym łukiem leci z sanek, po czym obraża się na nas śmiertelnie. Nie chce wstać, nie chce iść do domu, nic nie chce - będzie tu leżeć w poczuciu krzywdy. Gdy tak leży i zawodzi cierpiętniczo, następuje sytuacja nieoczekiwana i slapstickowa. Zza pobliskich krzaczorów wypada buldożek francuski, wskakuje jej na plecy, porywa zębami czapkę i rzuca się do ucieczki. Matka rozpoczyna pościg za czworonożnym winowajcą, rycząc ze śmiechu. Na horyzoncie pojawia się właścicielka buldożka. Widzi leżące na ziemi łkające dziecko, swego pupila zmykającego z czapką i szarżującą - najwyraźniej rozhisteryzowaną - Matkę. Ocenia sytuację, blednie z przerażenia, chwyta psiaka w ramiona, porzuca czapkę i sama zbiera się do ucieczki, wykrzykując ciągły strumień przeprosin.
To się nazywa przygoda, prosze Państwa! Tydzień już minął, a Precel z Kluską ciągle odgrywają tę scenę w domu z podziałem na role. Matce najczęściej przypada partia Kluski, ma więc leżeć i zawodzić, podczas gdy Potwory naprzemiennie wcielają się w "mamę" i "pieska". Kluska zaś każdego właściciela czapki z pomponem informuje o czyhających na niego czworonożnych zagrożeniach. Droga Pani Właścicielko Buldożka, jeśli to Pani czyta, to proszę się nie martwić, on nic strasznego nie zrobił, słowo!
Na koniec apel do zimy: wróć!