Tam tam tam - tam tam tam - tam tam tam, nuci Precel pod nosem marsz imperialny chrupiąc poranne płatki. Nuci też myjąc zęby wieczorem. Chciałby polecieć na planetę Mustafar, bo mają tam fajną lawę. Chciałby mieć w domu mynocka, który spałby przyczepiony do szyby prysznica. I jeszcze wiele rzeczy by chciał. No dobra, Matka nie jest bez winy - skwapliwie dorzuca drewna do tego ognia, znosząc do domu kolejne starwarsowe tomiszcza. Dziś mamy dla Was trzy fajne rzeczy - klocki, piksele i mnóstwo okazów ksenobiologicznych. A także konkurs!
STAR WARS: MOC PIKSELI
Zaczynamy od robótek ręcznych - wszak nie od dziś wiadomo, że mała motoryka to preclowa pięta achillesowa. Jeśli więc można ją przemycić mlodocianemu malkontentowi w formie tak fajnej, że nawet nie zauważy, jaki wysiłek muszą podjąć dłonie, to Matka skacze z radości jak gazela. Moc Pikseli to taki zadaniownik-nieksiążka, zbiór 15 graficznych projektów spod szyldu Star Wars, które mamy sobie wkleić sami przy pomocy kolorowych pikseli.
Brzmi prosto? Nic bardziej mylnego! Piksele - a co za tym idzie powstałe z nich dzieła - występują w trzech rozmiarach i powiedzmy sobie szczerze, że wizja tych najmniejszych w starciu z preclowymi palcami wzbudziła w Matce lekką panikę. Wiecie, na myśl o tym momencie, gdy wszystko jest już nieodwołalnie tragicznie rozgrzebane, nie do odratowania, i wtedy właśnie potwór postanawia prosić o pomoc. Ale na łatwiznę też nie poszliśmy, bo pierwsze projekty wybrane zostały z puli średnich rozmiarów.
Tak oto powstały preclowo-kluskowe skrzynki skarbów i dziwów wszelakich. Same kartonowe pudełka kupiliśmy oczywiście w słynnym szwedzkim sklepie na literkę I, bo jeszcze Matki nie pokręciło do szczętu, żeby własnoręcznie te przegródki ciąć. Wzory i wykonanie to już decyzja Potworów. Noooo... dobra, bez sciemy. Zrobili sami jakieś 50% każdego wzoru - na tyle starczyło sił i energii, zanim mozolne i pracochłonne liczenie pozycji danego piksela, poszukiwanie odpowiedniego koloru i w końcu staranne umieszczenie go w odpowiednim miejscu nie doprowadziło do totalnego przegrzania mózgownic. Matka kleiła resztę po nocach, czerpiąc z tego zresztą dziką satysfakcję, więc uczciwie rozrywkę tą polecić może również ludności leciwej. Gotowe wzory fajnie wyglądają na powierzchniach wszelakich - te duże na drzwiach szafy, mniejsze na laptopach, szybach, zeszytach, co tam chcecie. W kategorii "czasochłonne acz satysfakcjonujące" piątka z plusem!
LEGO STAR WARS: KRONIKI MOCY
Lego! No jakże nie kochać! Starwarsowe Lego! Jażke nie kochać podwójnie! (Chyba że jesteście Ojcem, który w młodości wpadł do kociołka z niechęcią do Lego). Przed wami kolejna już odsłona wielkiej księgi na licencji Lego Gwiezdne Wojny - tym razem bedzie o mocy, o ciemnej i jasnej stronie, o wszystkim, co kiedykolwiek chcieliście wiedzieć w temacie mieczy świetlnych, małych zielonych ludków z wielkimi uszami i - stety niestety - midichlorianów, tfu tfu, splunąć przez lewe ramię i posypać solą.
Jak już pewnie się domyślacie, ta spora ksiązka w twardej oprawie i na kredowym papierze wypełniona jest po brzegi informacjami, świetnie dostosowanymi dla fana w wieku wczesnoszkolnym. Calość jest dowcipna, lekka, pełna quizów, list "top 10", zagadek, żarcików i oczywiście ilustracji wykorzystujących nasze ulubione plastikowe ludziki. Największą podnietę z początku stanowi umieszczony w okładce ludzik, którego możemy sobie wyjąć i z satysfakcją dołączyć do kolekcji (to Precel), by potem z krwawiącym sercem patrzeć na ludzikokształtną dziurę w książce (to Matka).
U nas doskonale sprawdziła się też jako zachęta do samodzielnego czytania, bo króciutkie teksty wyraźnie wydzielone w osobnych ramkach i pisane dużą czcionką nie wyglądają groźnie - prawda, jest w tu wiele trudnych słów, często w pisowni angielskiej, mnóstwo dziwnych nazwisk, nazw planet i skrótów określających modele statków czy droidów, ale jakoś strasznie to Preclowi nie przeszkadzało - być może dlatego, że najpierw czytaliśmy wszystko razem, a poza tym większość i tak już znał.
THE WILDLIFE OF STAR WARS: A FIELD GUIDE
Na koniec jeszcze graficzna perełka, jedna z tych książek, które kupiła sobie Matka sama wiele lat temu, a potem odkryła je przy okazji przeprowadzki niczym zapomniane skarby. Przewodnik po gwiezdnowojennej ksenobiologii, fantastycznie zilustrowany, napisany lekko i z humorem, no i wydany tak, że mucha nie siada. Już sama okładka robi świetne wrażenie, bo "oprawiona" jest w nadruk lekko wypukłej i chropowatej gadziej skóry. A dalej jest już tylko fajniej.
Książka, jak na naukowy biologiczny przewodnik przysatało, podzielona jest na ekosystemy planetarne. Tak oto możemy dowiedzieć się rzeczy najważniejszej - jak wygląda ciało Sarlacca pod ziemią? Przyznajcie, zawsze chceiliście wiedzieć, ale nie spodziwealiście się czegoś tak wspaniałego, prawda? Preclowi szczęka opadła na podłogę. A potem wertujemy i wertujemy - wodne, pustynne, lodowe, domowe, zwierzaki wszelakiej maści i rozmiaru, latające, pływające, luskowate i włochate. Ilustracje zdecydowanie dominują tu nad tekstem, co mocno przemawia do preclowej wyobraźni - no i proszę Państwa, są to ilustracje nie byle jakie. Matka wzdycha ukontentowana, a The Wildlife of Star Wars wędruje na tą półkę, gdzie trzymamy te ładne książki, których nie można przeglądać brudnymi i tłustymi paluchami pod groźbą utraty życia i zdrowia.
UWAGA! WYNIKI KONKURU!
Drodzy, z wielką przyjemnością ogłaszamy wyniki konkursu.
KRONIKI MOCY wędrują do Kasi M. za bekę z bezglutenowych nasion chia.
- Mam was! To wy zakradliście się do pudełka Barbie i ukradliście tort!
- Yyy... Eeee...
- Dziś rano dostałem zgłoszenie, że fit tort Barbie zaginął.
- Fit tort??
- W rzeczy samej! Pyszny bezglutenowy, bezlaktozowy, bezcukrowy tort warzywny z posypką z nasion chia. I na dodatek wegański!!
- Wegański?
- ... macie jednak szczęście, że na śniadanie zjadłem dziś pyszną golonkę na boczku. Poza tym jest poniedziałek, a w poniedziałki używam broni dopiero po południu. Kara was jednak nie ominie!! Będziecie musieli zjeść ten pyszny torcik co do ostatniego nasionka chia!!! Hahahaha! I niech moc będzie z wami!
MOC PIKSELI otrzymuje druga Kasia, za zabawny dialog oraz znajomość imienia Palpatine'a - tajemna to wiedza!
- Kto zrobił ten tort?! Nie mówcie, że Leila!
- Oczywiście, że nie, oczadziałeś?!
- Zatem kto?
- To tajne. Tajne łamane przez poufne, łamane przez "nie twój interes"!
- I to ma być niby ta wasza "fajka pokoju"?!?!?!
- Spokojnie, bez obaw, przepis pochodzi od babki Imperatora Sheeva Palpatin'a.
- Tylko marcheweczka to nasz autorski pomysł, w oryginale była laska dynamitu...
(sceniczny szept) - Ćsi... Laski dodaliśmy przecież do kremu!!!
Ślijcie adresy wysyłkowe!