W styczniu zdarzyło się parę rzeczy niespodziewanych. Po pierwsze spadł śnieg i utrzymał się aż dwa dni. Śnieg w zimie?! Kto to widział, do czego to dochodzi, świat schodzi na psy! Na szczęście wkrótce się roztopił i brodziliśmy po pachy w błocku, więc z narażeniem zdrowia psychicznego decydowaliśmy się często na zabawy domowe. Po drugie spontanicznie wyruszyliśmy na narty, o czym mogliście się przekonać tutaj. Po trzecie wreszcie po raz pierwszy od czterech lat wyfrunęła Matka z gniazda, pozostawiając Ojca sam na sam z pisklętami, na - fanfary - jedną (słownie: jedną) noc. Wszyscy przetrwali w stanie względnie nienaruszonym, zaś efektem tej wyprawy jest garść fotek z Lucerny, które Matka wrzuciła na końcu tego wpisu. Ojciec natychmiast wypowiedział słowa głębokiego uznania dla fotograficznego kunsztu ukochanej małżonki, określając fotki jako "beznadziejne smuty".