Entuzjazm matematyczny w naszym domu rozkłada się zgodnie z krzywą Gaussa. Na jednym końcu jest Precel, pasjonat matematykowania, człowiek, który w przedszkolu na leżakowaniu miał zwyczaj mnożyć sobie w głowie dla rozrywki. Dziwak znaczy. Potem Ojciec z Matką, mieszczący się gdzieś w środku skali, dalej zaś Kluska, która nie bo nie. Znaczy jak już ją człowiek namówi, to radzi sobie zacnie, ale sam proces namawiania to prawdziwa orka na ugorze. I właśnie z myślą o podobnych stworzeniach mamy dla Was dziś fajną matematyczną "grę" - karty matematyczne Grabowskiego "3 KOLORY". U nas się sprawdziła, sprawdzi się i u Was - na dole tego wpisu znajdziecie informacje o konkursie, w którym możecie wygrać taki zestaw.
Jak być może pamiętacie, jakiś czas temu dzięki innej odsłonie kart matematycznych uczyliśmy się z Preclem dodawania i odejmowania w głowie - z wielkim powodzeniem. Eksperyment powiódł się do tego stopnia, że Matka idąc za ciosem postanowiła wypróbować te "pomoce naukowe" również na młodszej, oporniejszej sztuce. Potrzebowaliśmy jednak czegoś, co na pierwszy rzut oka nie będzie się kojarzyć z cyframi, dodawaniem i tym podobnymi fanaberiami. Tutaj w sukurs przyszły Gry i łamigłówki matematyczno-logiczne z kartami matematycznymi 3 KOLORY.
Gry i łamigłówki matematyczno-logiczne
z kartami matematycznymi 3 KOLORY.
Co w pudełku?
Dlaczego 3 KOLORY na pierwszy rzut oka nie kojarzą się matematycznie? Otóż w przeciwieństwie do pozostałych produktów z tej serii (są jeszcze wspomniane wcześniej karty do nauki dodawania i odejmowania oraz osobna talia do nauki tabliczki mnożenia), na 36 kartach widnieją nie cyfry i kropki w odpowiednich ilościach, ale jedynie tytułowe 3 kolory. Do tego w plastikowym pudełeczku dostajemy jeszcze 63 patyczki-liczmany w 3 kolorach, sześciościenną kość do gry i 4 małe plastikowe pionki.
Jest jeszcze "instrukcja", czyli grubaśna, 250-stronicowa księga z dziesiątkami propozycji gier, zabaw i pasjansów. Powie Matka szczerze, że na widok tej księgi nieco pobladła, podchodząc do niej z mniej więcej tym samym entuzjazmem, co niegdyś do lektury Prousta, wkrótce jednak okazało się, że były to obawy nieuzasadnione. Dzięki bardzo sensownemu spisowi treści z łatwością można się zorientować, które sekcje podręcznika będą dla nas interesujące, zaś resztę księgi potraktować... hmmm, po studencku. Znaczy przewertować z uczoną miną.
My przykładowo całkowicie olaliśmy pasjanse, które Matka od zawsze uznawała za czynność nudną i bezproduktywną, zamiast Solitare zawsze wybierając Sapera (czy ta analogia jest w ogóle jeszcze w dzisiejszych czasach zrozumiała, czy też gimby nie znajo?), płynnie przechodząc do gier inspirujących do liczenia kart lub patyczków, a w dalszej kolejności do gier planszowych. Tak, tak, z tych kart można ułożyć planszę.
Dla kogo są te karty?
Według autorów (skądinąd nauczyciela matematyki i programistki) adresatem 3 KOLORÓW są dzieci w wieku 6-9 lat. Naszym skromnym zdaniem te założenia są mocno przesadzone. Znaczy owszem, w pełni potencjał wszystkich gier można pewnie wykorzystać z szarańczą w wieku wczesnoszkolnym, ale domowa praktyka wskazuje, że osobnik czteroletni radzi sobie z większością zadań bardzo zadawalająco. Co więcej, udało nam się przy drobnych modyfikacjach znaleźć kilka takich propozycji zabaw, w których uczestniczy jednocześnie z powodzeniem obydwoje potomstwa, mimo dysproporcji wieku - a przede wszystkim matematycznych umiejętności.
Precel dał się wciągnąć od razu, bez żadnego namawiania - wiadomator. Kluska do sprawy podeszła nieufnie, czując w kościach, że Matka znów pod płaszczykiem zabawy usiłuje wcisnąć jakąś edukację. Niby nie z nią te numery, ale juz po chwili kwiczała radośnie, zwyczajowo nieznośnie przekraczając ustawowo dopuszczony poziom decybeli, a przy okazji zupełnie mimochodem licząc w głowie.
3 KOLORY zawierają propozycje zabaw dla początkujących matematyków oraz zaawansowanych wyjadaczy, dla graczy samotnych oraz dla całych grup, dla takich, co lubią kółko i krzyżyk, dla fanów sudoku, dla taktyków i dla szczęściarzy. Innymi słowy - dla każdego. Instrukcja przy każdej grze podaje stopień trudności (od 1 do 3 gwiazdek), czasem proponuje też warianty utrudnień dla spryciarzy, co już wszystkie rozumy zjedli.
Jak można się bawić?
Na tyle sposobów, że głowa mała, więc na koniec jeszcze krótki opis gier, które ilustrują ten wpis.
- HURRA! - gracze dostają po sześć losowych, odkrytych kart. Z góry talii losujemy kolejne karty i każdy, kto posiada przed sobą kartę w tym samym kolorze co wylosowana, może ją zakryć. Kto pierwszy zakryje wszystkie karty, musi z pamięci podać, ile ma kart w każdym kolorze. Jeśli nie popełnił błędu - wygrywa rundę.
- TARZAN - do każdego z kolorów przypisujemy zwierzątko. Jeden z graczy zostaje Tarzanem, otrzymuje 5 zakrytych kart, które ogląda po kolei w tajemnicy przed innymi i wydaje paszczowo takie odgłosy, jak zwierzęta przypisane do danego koloru. Pozostali starają się zapamiętać, ile było kart w jakim kolorze, zapisując wyniki na swoich kartach. Punktuje się za poprawne odpowiedzi.
- ADMIRAŁ - to nic innego, jak karciana gra w statki. Z kart w tajemnicy układamy prostokąty 6x3, tworząc statki z kart czerwonych - pojedynczych łódek lub stykających się bokami większych okrętów. Gracze kolejno odkrywają karty przeciwnika, starając się zestrzelić jego statki.
- MOSTY - karty układamy losowo w prostokąt. Patyczek położony na dwóch kartach tego samego koloru przylegających do siebie bokiem nazywamy mostem. Trzeba jak najszybciej odnaleźć wszystkie możliwe ustawienia mostów. Można tu stosować wiele wariantów i trudniejszych opcji.
- RAJD - z potasowanych kart układamy tor wyścigowy. Poszczególnym kolorom kart przyporządkowujemy wartości punktowe, które dany gracz zdobędzie, jeśli po rzucie kostką jego pionek wyląduje na karcie w tym kolorze, a delikwentowi uda się odpowiedzieć na wylosowane z puli pytanie matematyczne. Tutaj ładnie udało się zgrać Precla i Kluskę - Matka przygotowała po prostu oddzielne zestawy zadań o różnych stopniach trudności.
Możliwych wariantów i propozycji jest tyle, że nie ma większego sensu się rozpisywać. Od tego macie podręcznik do 3 KOLORÓW. Po raz kolejny kartom Grabowskiego udała się ta sama sztuczka - Matka jest nieco zaskoczona, jak wiele można wyciągnąć z niepozornej - na pierwszy rzut oka - talii kart. No, sami powiedzcie, wielkie rzeczy, ot, karty w trzech kolorach. A tu proszę. Jak się okazuje, niczego więcej do praktycznej, domowej matematyki nie trzeba. Choć może przydałaby się jedna rzecz - solidniejsze, podróżne pudełko, które wrzucone do plecaka nie otworzy się ani nie połamie. Wiecie, jakaś edycja deluxe.
Karty można kupić TUTAJ.
Jeżeli spodobały wam się karty matematyczne Grabowskiego, to pewnie ucieszy Was wiadomość, że już można je wygrać na naszym fejsbukowym profilu - szczegóły znajdziecie tutaj.
Wpis jest częścią projektu