Jak je nazwać właściwie? Książki z okienkami to chyba nie, bo okienka mają być takie małe, otwierane, a tu nagle okazuje się, że pół strony się rusza. Niechaj będą książki z klapkami. Klapkoksiążki. Dziś cztery klapkoksiążki z naszej kolekcji, raczej dla młodszych czytelników, ale powiedzmy sobie szczerze - jest coś tak pociągającego w tych klapkach, że nawet zblazowane sześciolatki zerkają z zaciekawieniem.
Seria "Peep Inside" wydawnictwa Usborne
Na pierwszy ogień ciesząca się niesłabnącym powodzeniem seria "peep inside" wydawnictwa Usborne. Niewielkie książeczki w twardej oprawie, w środku dość grube (choć nie tekturowe) strony z najróżniejszych kształtów klapkami - czasem małymi, czasem wielkimi na pół rozkładówki. Najfajniejsze jest w nich oczywiście to, że po otwarciu okazuje się, że widoczne przez dziurki elementy poprzedniej strony tworzą integralną część nowej ilustracji. Bardzo to fascynuje zwłaszcza Kluskę, która poszczególne scenki zna już na pamięć. "To oko to jest łuska ryby z drugiej strony!" - ryczy radośnie od razu.
Wybór książek w serii jest na tyle duży, że nie będzie problemu z trafieniem w gusta żadnego małoletniego potwora. Mamy ich w domu z sześć czy siedem, niektóre eksploatujemy bardzo intensywnie (chociażby tę), inne przeżywają faje okresowej popularności, jednak wykonane są na tyle solidnie, że żadna klapka nam się jeszcze nie urwała ani nie przetarła. Tekstu jest bardzo niewiele, a treść będzie łatwo przyswajalna dla każdego przedszkolakowego ucha. Niesłabnącą popularnością cieszą się zwierzęce domki i dinozaury, choć ostatnio bardzo w cenie jest też książka o rzeczach, które dzieją się nocą - głównie przez wzgląd na piekarzy, bo to naprawdę niesamowite, że oni nam po ciemku pieką te bułeczki na rano.
Nasze książki Usborne pochodzą z Bookids. Tutaj możecie sobie obejrzeć całą serię Peep Inside.
Jejku-Jejku chce coś zmienić wydawnictwa Dwie Siostry
Jejku-jejku chce coś zmienić kupiła Matka już dawno temu w ciemno - no bo jakże tu nie kupić książki o dziobaku, tym fantastycznym zwierzęciu będącym skrzyżowaniem kaczki z bobrem? A przy całym swoim uwielbieniu dla tych małych futrzaków nie znalazła Matka przesadnie wielu książek o dziobakach. No i zupełnie przypadkiem okazało się, że trafiliśmy na wesołą i zabawną czytankę o perypetiach tytułowego Jejku-Jejku (już samo imię jest czadowe, no proszę, was, kto tak nazywa dziecko? Mama dziobakowa!), który pewnego dnia postanawia przemodelować nieco swoją norkę.
Jak to często w przypadku dekorowania wnętrz bywa, zlatuje się natychmiast do dziobakowego domostwa zgraja życzliwych przyjaciół, z których każdy ma inną wizję kolorystyczną i artystyczną. Na kolejnych stronach podziwiamy więc coraz to nowe odsłony norki, zerkając w różne zakamarki, podnosząc klapki i znajdując tam przezabawne scenki sytuacyjne (u nas histeryczną wesołość budzą mszy z transparentami). Dodajcie do tego przezabawną mimikę bohaterów, niewielką ilość tekstu i wielką bitwę na kolory, a zobaczycie, czemu tak polubiliśmy Jejku-Jejku. Jedyny problem jest taki, że klapki trochę nam się powyginały, ale być może czytelnictwo Kluski było nieco zbyt ekspresyjne.
Zwariowane pojazdy wydawnictwa Nasza Księgarnia
Zwariowane pojazdy to natomiast książka wykonana tak solidnie, że nawet najmniejsze, całkiem nieskoordynowane czytelnicze łapy nie powinny wyrządzić jej żadnej szkody. I słusznie, bo matczynym okiem nadaje się nawet dla takich rocznych czytaczy, co to frajdę czerpią głównie z tego, że coś się rusza. Książka to jest zresztą duże słowo na opisanie Zwariowanych pojazdów, bo równie dobrze można by nazwać je zabawką.
Podzielonymi na trzy części grubymi kartonowymi stornami możemy dowolnie manewrować, łącząc wedle własnego widzimisię przód, środek i tył coraz to bardziej szalonych pojazdów (mechanizm znacie pewnie z Pory na Potwora Mizielińskich). Do tego jeszcze dochodzi za każdym razem inna definicja naszej machiny, bo składamy ją również z trzech towarzyszących rysunkom podpisów: nazwa pojazdu - co robi - gdzie to robi. I to jest właśnie aspekt, który zadecydował o sukcesie pojazdów w naszym domu. Ani nie plasujemy się już w docelowej grupie wiekowej, ani nie jesteśmy przesadnymi fanami motoryzacji (tak, tak, Precel wszelkie pojazdy ma w niewielkim poważaniu, chyba że są to myśliwce ze starłorsów), ale zbudowanie chociażby wozu strażackiego, który kopie dół na księżycu to ciekawostka nawet dla niego. Można też oczywiście połączyć trzy pasujące do siebie elementy, tworząc machinę najzwyklejszą w świecie, ale bądźmy poważni...