Szama Mama to nasz cykl o tym, gdzie w Krakowie zjeść z dziećmi fajnie, smacznie i wyjść z tego bez szwanku. Dziś polecamy dwa lokale z przeciwnych stron kanału La Manche - brytyjski Big Red Bustaurant i francuski Pierre. W obu miejscach bywamy regularnie - dobrze karmią i nie denerwują się, kiedy bachory narobią wokół siebie syfu niczym rasowe prosiaki. Czyli za każdym razem.
Big Red Bustaurant - fish&chips, św. Wawrzyńca 16
Big Red Bustaurant nazywa się tak nie bez kozery. Brytyjski doubledecker imponuje rozmiarem pośród innych foodtrucków (straszne, straszne słowo, nie linczuj nas, Profesorze Miodku!) parkujących przy skwerze Judah. Na dole smażą zarąbiście dobrą rybę z frytami w opcji klasycznej, panierowanej, ale jest też zdrowsza wersja z grillowanymi warzywami. Do tego domowe brownies i napoje podpadające pod kategorię hipsterską - komuś litewską lemoniadę czy rewelacyjny kwas chlebowy? Ogromnym plusem Lorci, jak pieszczotliwie przezywają ten autobus właściciele, jest bardzo przyjemnie urządzone pięterko. Każdy rodzic z radością przyjmie fakt, że stoliki i ławy przykręcono tam do podłogi. Podobnie lampki na stołach, które można przez dziesięć minut włączać i wyłączać z chichotem. Bachory wsuwają rybę, dopychają frytami i z zażenowaniem spoglądają na grillowanego buraka na matczynym talerzu. Jest smacznie, szybko, a przede wszystkim bardzo przyjaźnie, bo wszyscy witani są z uśmiechem - czy to nasza rozwrzeszczana zgraja, czy duży pies, czy niemowlę w nosidełku. Przychodzimy chętnie, bo dobre jedzenie serwowane jest tu bez spiny. Pan z Lorci, zapytany o wodę mineralną dla bachorów, bez mrugnięcia okiem odparł: "Panie, w wodzie to ryba pływa!", i tym rozbawił nas niezmiernie, kudos!
Pierre - bistro francuskie, ul. Szewska 6
Pierrrrre! - wzdycha Ojciec z rozmarzeniem, gdy kulamy się tramwajem w stronę Rynku w weekendowy poranek. Francuska knajpka stanowi żelazny punkt programu tych wypraw. Wiadomo, że jeśli jest weekend, to bachory wstały godzinę wcześniej niż zwykle i są bądź to w podłych nastrojach, bądź w stanie, który nasuwa podejrzenia, że mają gdzieś sekretną skrytkę wypchaną po brzegi kokainą i LSD. A w Pierre zapada magiczna, błogosławiona cisza. Najpierw Potwory froterują ladę cukierniczą, podziwiając odległe i niedostępne ciasta, makaroniki i tarty. Potem na naszym stole stoi dobra kawa, gorąca czekolada, bagietki z kozim serem i suche buły, które bachory cenią sobie najbardziej. I pal licho, że zazwyczaj końcówkę kawy dopijamy już w pośpiechu, bo każdy kwadrans spokoju jest na wagę złota. Nikt nie ma do nas pretensji za nieziemski syf, który pozostawiamy dookoła stolika, za tony okruszków, rozsypany cukier trzcinowy, za hałas i postępujące rozbrykanie. Naprawdę staramy się, żeby nas z Pierra wyrzucili - naczynia zdarzało nam się tłuc, picie zdarzało nam się rozlewać, a tu nic tylko miłe uśmiechy i smaczna kawa.
Pierwszą odsłonę cyklu Szama Mama znajdziecie tutaj. Polecamy w niej koreańskie pierożki i naprawdę dobre lody.