Idzie Nowy Rok, a to - jak wiadomo - czas na nowe książki na półce. No dobra, każdy czas jest dobry na nowe książki na półce. Dziś dwie pozycje dla nieco młodszych czytelników, obie nalężące do cykli, które już od dawna lubimy - Rok w przedszkolu i Szopięta.
Przedszkole. Ciężki temat, co nie? Jak to słodziutkie dzieciątko, tak wspaniale własnoręcznie wykarmione, mądrusie takie, czyste, zadbane, jak je oddać w obce ręce?! Aniołeczka naszego? Hue hue hue. Poprawna odpowiedź brzmi: chętnie! Tak! Niechaj ktoś inny obciera jego zasmarkany nos, pilnuje i żeby łyżką z pomidorówką nie trafiał do ucha. Matka wie, że historie są różne, że niektórych z Was pewnie spotkała w przedszkolu trauma i zgrzytanie zębów, ale sama pozostaje przedszkola ogromną fanką. Wtórują jej Potwory (no dobra, teraz jedynie jeden Potwór, ale ten głośniejszy i przyjmujący życiową postawę wolnego elektronu), które twierdzą, że w przedszkolu jest całkiem spoko.
Takie właśnie całkiem spoko przedszkole narysował dla nas Przemysław Liput w trzeciej już książce Naszej Księgarni z cyklu Rok w... (możecie sobie przypomnieć poprzednie tomy, równie świetnie zilustrowane Rok w lesie i Rok w mieście). Tak, tak, chodzi o Rok w przedszkolu. No więc jakby tu streścić tę książkę bez spoilerów... Dobra, żarty na bok. Podobnie jak w poprzednich tomach, także tutaj na pierwszych grubych, kartonowych stronach poznajemy bohaterów - dzieciaki oraz nauczycieli - którym będziemy towarzyszyć w najróżniejszych codziennych zajęciach przez cały nadchodzący rok. Także tutaj każdy miesiąc to osobna, wypełniona ogromną ilością postaci i szczegółów rozkładówka.
Przedszkolne dzieciaki mają różne charaktery - mamy psotników, złośliwców, budowniczych, księżniczki, dobre dusze. Mają swoje ulubione zabawy, talenty, przyjaciół. Fajnie śledzi się ich przygody, przyjaźnie i konflikty na przestrzeni kolejnych miesięcy, fajnie opowiada się o nich historie, fajnie też porównywać książkowe uroczystości i święta do tych, które się zna z przedszkolnej autopsji - te wszystkie Helołiny, Dnie Babci, pasowania na przedszkolaka. To wszystko sprawia, że Rok w przedszkolu - pokaźna, gruba kartonówka - był u nas w domu całkowitym pewniakiem. Matka z czystym sumieniem poleca go każdemu, kto już przekroczył przedszkolne progi - bądź zamierza to zrobić niedługo.
Czy są na sali fani Liczypiesków i Bobika? Czy widać las rąk? (Jak nie, to kliknijcie sobie tutaj po recenzję Liczypiesków, a tutaj po Bobika). No to ucieszy was kolejna wyszywana książka Ewy Kozyry-Pawlak - Szopięta. Jak zwykle kręci Matka głową, jak sobie pomyśli, jak pracochłonne musi być wycinanie i wyszywanie ilustracji z malutkich skrawków kolorowych materiałów, jak zwykle bachory śmieją się do tych ilustracji od ucha do ucha. Tak, ilustracje trzymają fajny poziom - zwłaszcza że, jak powszechnie wiadomo, szopy to zwierzęta pocieszne i każdy chciałby mieć takiego w domu. Matka bardzo by chciała. Nawet kilka - jednego do ciemnego prania, drugiego do kolorów, a trzeciego do wełny. Bo lepiej nie wspominać, co dzieje się z wełną wypraną przez Matkę.
Pewna zmiana nastąpiła natomiast w warstwie tekstowej - autorka odstąpiła od formy wierszowanej, co skromnym matczynym zdaniem wyszło książce bardzo na dobre. Mamy więc rodzinę szopów, w której rodzice niczym innym się nie zajmują, tylko dbaniem o to, by dzieci były czyste i najedzone. Znaczy piorą, piorą bezustannie. Nie pomaga fakt, że małe szopięta brudzą się na potęgę i bałaganią, usiłując wyciągnąć starych z kieratu i wciągnąć do zabawy.
Konflikt pokoleń, młodzieńcze problemy i wzajemne niezrozumienie niczym u Salingera! A tak serio, Szopięta to fajna, lekka książka z morałem dla młodszego czytelnika, ale i dla jego rodzica. O tym, że warto czasem posprzątać, ale również warto czasem to sprzątanie olać na rzecz wspólnie spędzanych chwil.
UWAGA! WYNIKI
Nagroda wędruje do Marzeny Ch. za wspaniałą opowieść o tym, jak produkowała w przedszkolu tęczową zupę! Gratulujemy i prosimy o kontakt.