Rozkładanki, czyli angielskie pop-up books, to temat rzeka i matczyna mała obsesja. Są na świecie czarodzieje, którzy z papieru potrafią wyczarować bajkowe miasta, głębiny oceanu czy obracające się w brzuchu robota trybiki. Choć to książki absolutnie wspaniałe, mało ich było jak dotąd na blogu, bo podczas lektury zazwyczaj dostaje Matka palpitacji.
Mamy w domu Indeks Ksiąg Zakazanych. Obejmuje on pozycje stojące na wysokiej półce w sypialni rodziców i mylilibyście się przypuszczając, że chodzi o komiksy Milo Manary i tym podobne atrakcje. Równiutko stoją tam matczyne skarby - rozkładanki. Cenne, piękne, jakże delikatne! Jeden zamaszysty ruch potwornej ręki, jedno zbyt mocne szarpnięcie i katastrofa gotowa. Pewnie pukacie się właśnie w głowę - wariatka kupuje książki dla dzieci, by następnie chować je przed dziećmi. Może to i prawda, ale mieliśmy już w domu kilka smutnych książkowych pogrzebów, straszą też na naszych półkach rozkładankowe kaleki nie do odratowania. I te właśnie są najgorsze, bo podczas każdej lektury coś się w człowieku gotuje.
Czytamy więc rozkładanki niezbyt często i zazwyczaj nie ma z tego zdjęć, które można by pokazać na blogu - sami rozumiecie, z aparatem w dłoni ciężko strzec bezpieczeństwa matczynych ssssskarbów... Jednak postanowiła Matka walczyć z własnymi obsesjami, więc w najbliższym czasie takich książek będzie tutaj więcej. Dawno temu pokazaliśmy C'era Una Volta... Beniamina Lacombe, dziś kolej na Mein Roboter ist wasserscheu! (również w wydaniu angielskim jako Robots: Watch Out, Water About!), czyli książkę autorstwa Philippe Ug o przygodach chorego robota. Opowieść jest zresztą banalnie prosta - robot moknie na deszczu, jedzie karetką do szpitala, gdzie zostaje prześwietlony i naprawiony. Happy end. Nie o historię tu jednak chodzi, ale o niesamowite, pełne koloru i ruchu rozkładówki. Całość jest bardzo geometryczna, pełna kanciastych kształtów i dużych monochromatycznych powierzchni - wszak rozchodzi się o świat robotów. Osmym cudem świata jest plansza ukazująca trybiki kręcące się w brzuchu naszego protagonisty. Tak, dobrze przeczytaliście, kręcące się podczas rozkładania! Kluska była pod takim wrażeniem, że otwierała i zamykała tę stronę kilkanaście razy. Fantastyczna jest również rozkładówka ostatnia, gdzie nagle z kart książki wstaje "gigantycny" robot, jak określiła go zachwycona małotelnia czytelniczka.
Mein Roboter ist wasserscheu! bardziej nadaje się do podziwiania niż do czytania. Kluska podczas lektury książkę podnosi, obraca, kładzie się na podłodze, by zerknąć do środka, głośno się wita ze wstającymi z kart robocimi protagonistami. Matka pozwala na to wszystko z drżeniem serca, ale jakoś się udaje. Ufff. Czyżby to był znak, że możemy częściej sięgać po rozkładanki? Szykujcie się, kolekcja jest dość spora!
Książkę można kupić tutaj: wersja angielska lub tutaj: wersja niemiecka. Ta ostatnia jest nieco tańsza - niezrozumiałymi ścieżkami błądzą czasem cenniki. Nasza kopia jest niemiecka, bo Matka przywiozła ją bachorom w prezencie ze swojego szalonego jednodniowego wypadu do Lucerny. Możecie jednak wierzyć, że tekst jest tak prosty i w tak niewielkiej ilości, że nawet podstawowa znajomość języka wystarczy. U nas dodatkowym aspektem komicznym podczas lektury jest obserwacja Ojca, nie władającego językiem teutońskim, który z wielką werwą i teatralnym akcentem wykrzykuje "Roboter! Krank! Turbine! Jaaa!".
Wpis powstał w ramach projektu blogowego Przygody z książką