Nadchodzi taki moment w życiu każdego gracza, gdy trzeba przejść z dziecinnych aplikacji do prawdziwego, twardego, dorosłego grania. Nadchodzi moment, kiedy na półce z grami oprócz gier Matki i Ojca jest też miejsce na Twoje własne płytki. Disney Infinity to dokładnie to, czego potrzeba rodzicowi przedszkolaka, żeby zapewnić bachorowi długie godziny dobrej zabawy, sobie zaś skutecznie wydrenować kieszenie. And it’s -oh-so-pretty!
Co w pudełku?
Co znajdziemy w zestawie startowym? Płytę z grą - to oczywiste. Niemniej produkcja ta to nie tylko srebrne koło, które tak bardzo lubi się rysować, gdy potwory ciorają nim po ziemi. Dostajemy też podstawkę, figurki i dyski mocy. Co taka podstawka robi? No w sumie... sama z siebie nic, ale można na niej stawiać bohaterów, którymi będziemy grali! W starterze jest ich trzech - Sully z Uniwersytetu Potwornego, Pan Iniemamocny oraz Jack Sparrow. Ale na tym się nie kończy, od razu możemy dokupić multum różnych innych postaci ze światów Disneya. No i hulaj dusza, Boga nie ma (a raczej kasy w portfelu nie ma). Figurki są arcyfantastyczne, wykonane tak, że mucha nie siada, piękne tak, że łezka się w oku kręci i - spawa prosta - gotcha catch'em all!
Jak przebiega rozgrywka?
W ramach zestawu startowego możemy odpalić rozgrywkę w jednym z trzech podstawowych światów. Na Uniwersytecie Potwornym biegamy po kampusie i wykonujemy szalone zadania typu przynieś, zanieś, przestrasz woźnego. Pan Iniemamocny broni miasta przed wszelkim złem, a dodatkowo przynosi, zanosi, tłucze kosmitów po metalowych brzuchach. Najciekawiej wypada chyba Jack Sparrow (przeprasza, KAPITAN Jack Sparrow) - mamy swoją Czarną Perłę, pływamy po morzach, zatapiamy statki i eksplorujemy napotkane wyspy i miasta.
Poza trybami fabularnymi (z których każdy zajął naszemu bachorowi co najmniej dziesięć godzin) dostajemy też Piaskownicę, czy miescje, gdzie sami budujemy świat i bierzemy udział w różnych wydarzeniach (zazwyczaj niestety wyścigi) - także online. O ile w fabułach można używać tylko postaci pasujących do danego Uniwersum, to w Piaskownicy można grać dowolnymi postaciami, bo tych jest od groma. Oczywiście trzeba je najpierw kupić, interes musi się kręcić, hajs się zgadzać musi.
Dlaczego to jest fajne?
Nad samą grą dłużej się nie rozwodzimy, bo bez trudu znajdziecie dokładne recenzje w sieci. Skupmy się na tym, co powoduje, że Infinity jest tak dobre dla początkującego gracza? Po pierwsze prosta mechanika gry, którą każde dziecko zrozumie, oraz niezbyt skomplikowany interfejs. Brak napisu "Game Over" (jeśli zostaniemy pokonani, bohater składa się z powrotem i można grać dalej), co pozwala bez strachu powoli opanowywać pada. Dodatkowo, jeśli jesteście z tych delikacików, co to nie pokazują dzieciakowi przemocy, to na Uniwersytecie Potworym w ogóle nie ma walki i pokonywania przeciwników - co najwyżej można kogoś ostrzelać dla żartu pistoletem na papier toaletowy.
Poza tym to Disney. Bachory kochają Disneya, Disney atakuje nas swoimi licencjami z zabawek, zeszytów, majtek, you name it - you got it. Oczywiście, komercja, bla bla, ale mamy to gdzieś. Figurki są tak ładne, że nasze bachory bawią się nimi również w realu, razem z Duplo i Playmobilem. Podoba nam się też, że rozgrywka jest zróżnicowana i kładąca nacisk na co innego w każdym ze światów. Precel dostał Infinity na Gwiazdkę, co oznacza, że z lubością katuje je już od ponad pół roku. W tym czasie nauczył się zmieniać wyposażenie z szybkiego interfejsu, kierować autem i strafe’ować (łzy mi napłynęły do oczu od tego słowa - zna ktoś polski odpowiednik?). Nie wpuściliśmy go jeszcze do sieci, ale i tam zabawa wygląda na przednią. No i polska wersja językowa z lektorami sprawia, że ku wielkiej radości radzi sobie sam.
Nie tylko lukier
Gra nie wystrzegła się jednak pewnych problemów. System zapisu i odczytu danych wnerwia nas niezmiernie - nie rozumiem, czemu gra każde nam przed odpaleniem 3 razy wybierać, który save chcemy wczytać skoro każdy świat może mieć tylko jeden. Inna sprawa ma się z wspomnianymi wcześniej wyścigami - gdyby mechanika była tylko trudna, to machnęlibyśmy ręką. Ale nie jest trudna. Jest tępa i toporna, suchy kartofel ma większą sterowność niż pojazdy w Infinity. Poza tym - zwłaszcza w Iniemamocnych - część questów jest czytana przez aktorów, a część czytaj sobie sam. Wszystko fajnie - jeśli umiesz czytać.
Parę słów do staruszków
Jeszcze słówko o PEGI, która klasyfikuje ten produkt jako dobry na rozwiniętych potworów (7+) ze względu na "cartoon violence". My przed zakupem sprawdziliśmy filmiki z rozgrywek i stwierdziliśmy, że nic się tam nie dzieje takiego, żeby czekać z prezentem do siódmych urodzin. W razie obaw obejrzyjcie sami.
Dodatkowe plusy dla starych ludzi - wypłynięcie Czarną Perłą na pełne morze w rytm epickiej muzyki z filmu daje naprawdę dużo radości. A ego Ojca jest mile łechtane za każdym razem, gdy wyskakuje Pan Iniemamocny, a Kluska piszczy “oooo, Tata!”
Z oddali słychać głos Matki: "Mapka! Mini-mapka! Czemu jej nie ma?!"