W lesie piszczy głównie Kluska. Piszczy i porykuje na przemian, biegając w kółko jak bezgłowy kurczak i wpychając się w każdą dziurę. Nasze szanse na spotkanie jakiegokolwiek przedstawiciela leśnej fauny są w związku z tym zerowe. Ale nic to, przecież są książki.
Cooo? Znowu książki o lesie? - jęknie zniesmaczony czytelnik. Przecież w ostatnich tygodniach pisaliście o tym już TU, TU i TU! Niby tak, ale potwory mają akurat leśną fazę. I co zrobisz? Nic nie zrobisz! No więc dziś znów o tych nieszczęsnych leśnych stworzeniach będzie.
Andrzej Kruszewicz opowiada o zwierzętach
Po jaką cholerę kupiła Matka tę książkę? Cóż z tego, że piękna, ciekawa i dobrze napisana, skoro teraz bachory jarają się jak szalone i chyba nie ma ucieczki przed zakupem wszystkich innych tytułów z tej serii? A zresztą patrzcie sami. Od strony wydawniczej twarda oprawa, dobry papier, fantastyczne zdjęcia i fajny skład. Zawartość w sam raz, tekstu niezbyt dużo, ale też nie szczątkowo, oprócz ważnych informacji tona ciekawostek... nic tylko czytać.
Nie wiem, czy ktoś z Was pamięta, ale dawno temu, w odległej galaktyce (czyli we wczesnych latach dziewięćdziesiątych) ukazywała się taka zielona seria w twardej oprawie, Tajemnice Zwierząt. Matka kolekcjonowała ją zawzięcie i chciała zachować dla potomności, potem jednak przyszły czasy Internetu. I tak sobie Matka myślała - trzeba to oddać do biblioteki, po cóż komukolwiek będą takie książki, skoro jednym kliknięciem można to wszystko obejrzeć w sieci? No więc można, ale cóż z tego, skoro na kartach książki wygląda piękniej i wciąga bardziej? Więc wertujemy, czytamy fragmentami, wybieramy ulubione zwierzęta i chyba nie ma ratunku przed kolejnymi tomami.
Acha, i wiecie co? Babcia zachowała wszystkie Tajemnice Zwierząt.
Las i jego zwykli-niezwykli mieszkańcy
Bierzemy rogi łosia, dodajemy oczy sowy, a potem jeszcze nos wilka, chichoczemy radośnie i naklejamy to wszystko na głowie borsuka. Tadam! Kolejna chimera wychodzi spod palców doktor FrankenKluski. Tyle radochy sprawiło nam wydawnictwo Widnokrąg tą małą, niepozorną książeczką! Właściwie "książeczka" to określenie nieco na wyrost, bo Las i jego zwykli-niezwykli mieszkańcy to raczej wyklejanka, choć opatrzona fajnym tekstem.
Idea jest następująca - każdy z mieszkańców lasu ma kilka cech charakterystycznych, które najczęściej przekładają się również na jego zachowanie i umiejętności. Wiecie - sowa dobrze widzi w ciemności, bo ma do tego odpowiednie oczy, za to wilk dobrze węszy dzięki czułemu nosowi. I tak dalej. No a co by było, gdyby łoś miał takie oczy jak sowa? Można sprawdzić, nic prostszego, wystarczy nakleić. Na kolejnych stronach czekają mieszkańcy lasu wraz z krótkim opisem oraz kilka pustych głów, na których można bawić się w szalonego taksodermistę. Klusce dwa razy nie trzeba powtarzać.
Jeżeli w zapowiedziach wydawniczych dostrzegliście jeszcze jakieś nowe książki o lesie (lub macie na półce takie, których jeszcze nie znamy), to bądźcie łaskawi nigdy, przenigdy Matce o tym nie pisać. Dość już w naszym domu tyranii futrzastych stworzeń! Matka nigdy nie sądziła, że to napisze, ale tęskno jej za tym milionem książek o dinozaurach, który leży teraz odłogiem na naszych półkach.
Acha - jeszcze jedno. Mimo usilnych starań Kluski udało nam się jednak spotkać w lesie zwierzęta. Jednego domowego kota, jednego pluszowego królika i jednego żuka, który prawie dostał zawału serca. O ile ktoś z otwartym układem krwionośnym może dostać zawału serca.
Wpis powstał w ramach projektu blogowego Przygody z książką