No to co, gramy? I nie, nie chodzi o Mundial, choć Lewandowski jest tak wszechobecny, że prawie wychodzi nam z lodówki. Nie wie Matka, co tam robił, ale pewnie wpierniczał gluten, niebezpieczną substancję powodującą uszczerbek zdrowia psychicznego. Nie. Otóż chodzi nam o planszówki, i to takie, które nadadzą się dla najmłodszych nawet graczy.
Problem wraca jak bumerang - jak grać w cokolwiek z osobą, która ma czas skupienia podobny do rybki akwariowej? No cóż, właśnie dlatego znacząca większość planszówek dla przedszkolaków jest bądź to całkowicie, bądź w znacznej części losowa. No dobra, to teraz ręka w górę ci, których mechanizmy losowe nie wnerwiają, "jedynka" wylosowana po raz piąty z rzędu nie doprowadza do apopleksji, a pole "wróć na start" nie napawa odrazą. Lasu rąk nie widać. U nas szybko okazało się, że Precel, istota z gruntu logiczna, patrzy na takie propozycje z niechęcią - jednak wraz z kluskowym dorastaniem pewne gry losowe przeżywają prawdziwy renesans. Dziś mamy na tapecie dwie, proste, ładne, zdatne dla osobnika trzy-czteroletniego.
Jak zobaczysz krokodyla... (If You See a Crocodile)
Nad prostotą i fajnymi pomysłami gier od Orchard Games pochylała się już Matka parokrotnie, łaskawym okiem patrząc na różne warianty memory. Element ten zawiera także mechanika If You See a Corcodile - okrutnego horroru, w którym straszliwe gady ścigają i pożerają niewinne zwierzątka wciekające co sił w łapkach na łódkach. Taaak.
Planszę budujemy z puzzli, dołączamy do niej również efekt wow w postaci trójwymiarowego domku i łódki. Środek pozostaje pusty i tam właśnie umieszczamy żetony w kolorach odpowiadających kolorom pól na planszy, po której poruszają się nasze zwierzątka. W swojej turze gracz losuje kolor kością i sprawdza rewers - jeżeli jest pusty, przemieszcza swój pionek na następne pole w tym kolorze. Jeśli natomiast czai się tam krokodyl, gracz pozostaje na dotychczasowym polu, wrzeszcząc w panice. Tak, zgadliście, odgłosy paszczowe są zdaniem niektórych najlepszym aspektem tej gry (chodzi oczywiście o Ojca, na szczęście potomstwo przyjmuje jego ryki z pełnym pobłażliwości politowaniem).
Kimble Muminki
Nasza druga propozycja jest prosta jak budowa cepa i równie stara jeśli chodzi o koncepcję, ale sprawdza się już lata całe. Niestety jest też bardzo solidnie wykonana i za nic nie chce się rozpaść, uwalniając matkę od konieczności gry. Kimble, panie i panowie, to nic innego jak chińczyk, tyle że ulepszony w Finlandii. Finowie zaś nie znają litości i robią wszystko ładne i muminkowe, ręka więc sama chwyta za portfel. Zasad pewnie tłumaczyć nie trzeba, dość powiedzieć, że rzucamy tą cholerną kością do skutku, czyli do kiedy uda nam się doprowadzić wszystkie pionki do mety.
Trick polega na tym, że na środku planszy jest taka zgrabna plastikowa kopuła na metalowym "klikerze" i po naciśnięciu całego tego ustrojstwa znajdująca się w środku kostka podskakuje, losując nam wynik. Benefity są dwojakie. Po pierwsze patent jest ciekawy i przykuwa uwagę małolatów, po drugie w końcu nie gubi się ta cholerna kostka.
Dobra, jeśli to kupicie i będziecie potem płakać, że cały czas wypada wam jedynka albo pożera was krokodyl, to ostrzegaliśmy. Miłego grania...
(ironia, sarkazm, szydera!)