Wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia? No jasne! Jeden rzut oka na okładkę i już wiadomo - to będzie miłość! Są takie książki, którymi Matka jara się jeszcze przed publikacją. Niby nie ocenia się po okładce, ale przecież w głębi serca wiadomo od razu. Będzie nasza, choćby się waliło i paliło. Taki właśnie jest Issun Boshi, czyli japoński Tomcio Paluch wydawnictwa Gestalten.
Issun Boshi, czyli jednocalowy chłopiec, to stara japońska baśń, która - jak to często w takich przypadkach bywa - z biegiem lat dorobiła się wielu wersji, alternatywnych wątków i zakończeń. Duet Raphael Urwiller i Mayumi Otero na kanwie tej klasycznej opowieści stworzył jedną z najpiękniejszych i najbardziej zachwycających książek dziecięcych, jakie Matka widziała - w wierzcie mi, wiele już się ich naoglądała. Historia, dostosowana do możliwości młodego czytelnika, to opowiedziana prostymi słowami klasyczna wersja baśni o parze staruszków, którzy bardzo pragną mieć dziecko, chociażby bardzo malutkie. Gdy ich marzenie w końcu się spełnia, nie przeszkadza im, że z dawna wyczekiwany chłopiec rzeczywiście nie rośnie. Mimo ogromu miłości, jaką otaczają go rodzice, Issun Boshi dochodzi do wniosku, że musi wyruszyć w świat, by poszukać tam swego miejsca i sprawdzić się w walce z przeciwnościami losu. I tak, z miseczką do ryżu na plecach i uzbrojony w igłę, jednocalowy chłopiec z uniesionym czołem rusza na spotkanie niebezpieczeństw, które w końcu zaprowadzą go na dwór daymio i jego córki. Tam, patrząc w oczy pięknej księżniczki, Issun Boshi zrozumie, czego rzeczywiście pragnie w życiu. Ale czy uda mu się to zdobyć?
Ilustracje, jakie zobaczycie w tej książce, to magia. Magia na papierze. Wykonane techniką druku sitowego, wywodzącego się bezpośrednio ze starojapońskiego druku szablonowego, ilustracje Issun Boshi otwierają przed czytelnikiem świat w kolorze cyjanu, ochry i nagietków. Sąsiadują tu ze sobą duże rozkładówki, wypełnione po brzegi plątaniną kształtów układających się w przemyślane kompozycje, i strony zaskakujące oszczędnością formy i jednolitymi plamami koloru. Nietypowy, wydłużony format książki doskonale nadaje się do podkreślenia różnic między maleńkim Issunem a ogromnym światem - pomaga w tym również czcionka, bardzo niewielka jak na książkę dziecięcą, ale rozmiarem pasująca do jednocalowego chłopca. Jednak to, co Matkę najbardziej ekscytuje, to niekończące się graficzne nawiązania - nie tylko do klasycznych japońskich drzeworytów, ale i do ilustratorów współczesnych. I jakoś tak powiewa Brueghlem Młodszym. Ale może to tylko Matki skrzywione skojarzenia.
Trochę się Matka obawiała, czy jej książkowa ekscytacja nie wywoła w Preclu reakcji odwrotnej, więc starała się podczas pierwszej lektury zachować zimną krew i nie podniecać się zanadto każdą kolejną stroną. Jak się okazuje, niepotrzebnie. Precel wsiąkł w Issun Boshi natychmiast. A potem powiedział coś zaskakującego. "Idź sobie teraz, Mamo, muszę to sam poczytać jeszcze raz". I w skupieniu przejrzał całą książkę strona po stronie, zatrzymując się szczególnie długo na scenie bitwy małego bohatera z wielkim ogrem.
Książkę możecie kupić tutaj.
Blog twórców możecie zobaczyć tutaj.
Czy macie już całkiem dość naszych prehistorycznych zdjęć z Japonii? Dziś bardzo klasyczna porcja - głównie świątynie, kapliczki, tori i jeden malutki foodporn z prowincji Hida. (Jeśli przegapiliście poprzednie fotki, a jakimś cudem mielibyście ochotę je oglądać, to zapraszamy tutaj i tutaj). Przypominamy, że fotki były robione cegłą z dziurą, więc ich jakość przyprawia o ból zębów. Ale są.