Lubię starłorsy, węże i matematykowanie! – oświadczył Precel proszony, by powiedział parę słów o sobie. No i ładnie się podsumował. Statystyka pobłogosławiła nas jednym z tych przedstawicieli rodu ludzkiego, którym cyfry w głowie po prostu automatycznie wskakują na właściwe miejsca. Wcale nie znaczy to, że liczenie możemy olać – przeciwnie, na wyraźne życzenie delikwenta ćwiczymy w kółko. A teraz odkryliśmy do tego fantastyczną „pomoc naukową" - karty matematyczne Grabowskiego. Będzie też konkurs, w którym możecie je wygrać dla siebie!
Zanim przejdziemy do sedna sprawy, pozwólcie, że Matka podeprze się cytatem z badań nad rozwojem matematycznym polskich dzieci (raju, odsyłacz do tekstu naukowego z poziomu blogaska, cóż to się podziało!). "Do wybitnie uzdolnionych matematycznie dzieci zaliczyć można co piątego pięciolatka, co czwartego sześciolatka i tylko co ósmego siedmiolatka. Około 2/3 starszych przedszkolaków i małych uczniów wykazuje się sporymi różnicami w edukacji matematycznej. Ponieważ nie zależy to od wieku badanych dzieci, przyczyn należy szukać w edukacji matematycznej, realizowanej w domu, w przedszkolu i w szkole."
Czyli, z naukowego na ludzkie, bardzo wiele dzieci ma smykałkę matematyczną, ale beznadziejnie prowadzone zajęcia po prostu ją zabijają. Liczysz na to, że szkoła rozwinie umiejętności matematyczne twojego potomstwa? To najczęściej się przeliczysz. Posłużmy się przykładem. W ocenie kompetencji, jaką co roku dostajemy z przedszkola, wyszczególniono matematyczne oczekiwania wobec pięciolatka. Było mniej więcej coś w tym stylu: "liczy do dwudziestu, potrafi zapisać cyfry, rozróżnia figury geometryczne i potrafi wskazać na zbiorach maksymalnie pięcioelementowych, który z nich jest większy". No proszę Was, trochę śmiech na sali. Tymczasem Precel rano prosi, żeby mu zadać do przedszkola jakieś trudne działanie, to on sobie policzy na leżakowaniu, żeby mu się nie nudziło...
Liczmy codziennie!
Talent talentem, uzdolnienia uzdolnieniami, ale prawda jest taka, że kompetencje matematyczne można po prostu sobie wypracować. I nie ma w tym nic trudnego - trzeba po prostu ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Pewnie teraz wyobrażacie sobie Matkę z pejczem, poganiającą bachory do jakiejś benedyktyńskiej pracy i dziubdziania cyferek. Otóż nie, choć idea biegania za tą dziką hordą z bacikiem jest kusząca. Liczymy praktycznie, w sytuacjach codziennych.
- w korku dla zabicia czasu zadajemy sobie nawzajem matematyczne zadania.
- jeśli bawimy się w sklep, to zawsze tak, aby sprzedawca musiał obliczyć sumę, a potem wydać resztę ze zbyt dużej kwoty.
- jak być może pamiętacie, wprowadziliśmy kieszonkowe, które wymaga regularnego przeliczania, nie mówiąc już o obliczaniu, ile jeszcze brakuje do wymarzonego czegośtam. Najczęściej świecącego i plastikowego...
- zachęcamy Potwory, by na tablecie wybierały apki matematyczne, których mamy poinstalowanych dosłownie dziesiątki.
- testujemy najróżniejsze dostępne na rynku "pomoce naukowe" i gry matematyczne
Karty Grabowskiego do nauki dodawania i odejmowania
Tu przechodzimy do sedna sprawy, naszego najnowszego odkrycia i obiektu preclowej fascynacji, czyli kart matematycznych do nauki dodawania i odejmowania. Na ten świetny w swojej prostocie pomysł wpadł - jakżeby inaczej - nauczyciel matematyki, który zauważył coś, co rodzicom każdego przedszkolaka wydaje się jasne jak słońce. Zabawa lepiej motywuje do nauki, ot co! Czym się zatem bawimy?
W niewielkim pudełku dostajemy cztery zestawy kart od 0 do 10 w różnych kolorach, pasujące do nich cztery jokery i dodatkowy zestaw "dla zaawansowanych" - od 11 do 20. Każda z kart zawiera cyfrę oraz dwa sposoby jej graficznego przedstawienia - w formie oczek na ściankach kostek do gry oraz ciągu dziesięciu kratek, z których odpowiednia liczba jest wypełniona, pozostała zaś - pusta.
Wraz z zestawem nadeszła również instrukcja posługiwania się kartami, choć instrukcja to chyba zbyt małe słowo - dość obszerna książeczka. Oprócz garści teoretycznych informacji o tym, jak skutecznie zabrać się za wtłaczanie matematycznej wiedzy w najoporniejsze nawet czerepy, znajdziemy w niej całe mnóstwo propozycji najróżniejszych zabaw i gier z wykorzystaniem kart w domu i w zagrodzie (tak, chodzi o szkołę). Mamy więc gry dwuosobowe i wieloosobowe, dla początkujących i bardzo zaawansowanych, co więcej, są też propozycje wariantów i utrudnień, które możemy zastosować, jeśli małym mądralom zbyt dobrze idzie w te klocki.
Dla kogo są te karty?
Podstawowym adresatem kart matematycznych Grabowskiego są osobniki potrafiące już przeprowadzić w pamięci działania polegające na dodawaniu i odejmowaniu do dziesięciu, ale bez najmniejszego trudu udało nam się wciągnąć również Kluskę, która tej sztuki jeszcze nie posiadła, co więcej, pod względem czasu skupienia uwagi rywalizuje zapewne z przeciętnym szczeniakiem. Z łatwością wymyśliliśmy też kilka własnych, znacznie prostszych wariantów, które trollerski kluskowy umysł ogarnął bez trudu. Jak widać niewiele trzeba, by samemu zacząć bawić się matematyką.
Precel natomiast oszalał. Przychodzi, szturcha nas łokciem, podsuwa karty pod nos, niby przypadkiem. Czuje Matka w kościach, że jeszcze trochę pobawimy się dodawaniem i odejmowaniem, a potem przyjdzie kolej na kolejne karty tego producenta, tym razem do nauki tabliczki mnożenia.
Jak można się bawić?
Na koniec jeszcze krótki opis gier, które ilustrują ten wpis.
- LISEK: na kartce-planszy rozkładamy losowo 9 kart, zadanie polega na zsumowaniu każdego rzędu i wpisaniu odpowiedniej wartości we właściwe pole. W trudniejszym wariancie rozkładamy karty, obliczamy wyniki i zdejmujemy część kart, które następnie delikwent musi poukładać w odpowiednich miejscach.
- JUBILER: układamy 40 kart (zestawy od 0 do 9) w prostokąt 5x8, po czym gracze odwracają kolejno karty i sprawdzają, czy są w stanie z odkrytych wartości wybrać dwie lub więcej kart, które razem dadzą 10 – to sztaba złota, którą można zdjąć z planszy i położyć przed sobą jako punkt. Obecny preclowy faworyt.
- DOMINO KARCIANE: tasujemy i rozdajemy między graczy zestawy kart od 0 do 10. Pierwszy gracz na środek stołu wykłada piątkę, kolejni usiłują dołożyć pasujące wartością i kolorem karty tak, by pozbyć się całej swojej ręki. Kluska bez problemu dała radę!
- SUPER MATEMATYK: zaczynamy od 100 i po kolei pokazujemy graczowi kolejne karty, których wartość powinien odjąć – i tak aż do 0. Niby mieliśmy to robić w głowie, ale Preclowi dobrze służy ćwiczenie motoryki. Niech pisze ile wlezie.
Można też oczywiście po prostu układać sobie działania, bawić się jokerami w równania z jedną niewiadomą, sprawdzać, co jest większe, a co mniejsze - pomysłów mamy mnóstwo. Zupełnie szczerze jest Matka nieco zaskoczona, jak wiele można wyciągnąć z niepozornej - na pierwszy rzut oka - talii kart. Teraz marzy nam się jakaś wypasiona edycja podróżna, najlepiej w wytrzymałej puszce, bo Precel już zapowiedział, że tę grę na sto procent bierzemy na wakacje. I może się Matka założyć, że rzeczywiście tak będzie, bo nie ma szans, żeby karty matematyczne kiedykolwiek mu się znudziły.
Karty można kupić TUTAJ.
Jeżeli spodobały wam się karty matematyczne Grabowskiego, to pewnie ucieszy Was wiadomość, że już można je wygrać na naszym fejsbukowym profilu - szczegóły znajdziecie tutaj.