Nie chcą się od nas odczepić te kartonówki. Serio, tyle razy publicznie Matka deklarowała, że już ani jednej, nawet maluśkiej, że to bez sensu przecież. No i klops, tym razem znów się nie udało - głównie za sprawą tego różowego zawalidrogi, prosiaczka.
Ech... no dobra, czas się przyznać, że ciągle mamy na półce parę pozycji dla absolutnie najmłodszych czytelników. Wiadomo, kartonówka kartonówce nie równa, wiele z nich celuje w nieco starszego odbiorcę (chociażby Opowiem Ci, mamo, skąd się bierze miód), jednak dziś książki z minimalną ilością tekstu, dobre nawet dla roczniaka.
Prosiaczek i pojazdy
Poza zwyczajowym ubolewaniem, jakie wyraża Matka każdorazowo w temacie Prosiaczka (wiecie, że seria o prosiaczkowych urodzinach, tak bardzo ukochana, wychodzi w tempie iście ślimaczym - jeśli jeszcze ogóle), to na każdy przejaw prosiaczkowej obecności reagujemy ogólnym entuzjazmem.
Nie do końca wiedzieliśmy, czego się po tych Pojazdach spodziewać, zwłaszcza że poprzednia prosiaczkowa książka to już był kawał literatury, czyli księga obszerna i niepozbawiona skomplikowanych słów. Tym razem dostajemy jednak parę kartonowych stron dla najmłodszych, pełnych - jak zwykle zresztą - zabawnych ilustracji Oli Woldańskiej-Płocińskiej.
Naszego bohatera odwiedza wuj Leon, obdarzony imponującym wąsem, i panowie razem wyruszają testować różnorakie pojazdy w sklepie z zabawkami. Na koniec wuj kupuje Prosiaczkowi jeden z pojazdów, zaś wybór młodej świnki jest uroczo nieoczywisty. Dla bardzo młodych fanów Prosiaczka, pojazdów i dobrej ilustracji będzie w sam raz.
Otto w mieście i Otto jeździ tam i z powrotem
Książki o kotku imieniem Otto to takie czytanki-oglądanki-obracanki. Znaczy najpierw oglądamy książkę normalnie, a potem obracamy ją do góry nogami i oglądamy dalej, wraz z naszym bohaterem jadąc tam i z powrotem po miejskich drogach, obserwując napotkane po drodze postaci w najróżniejszych pojazdach, przechodniów, budynki i różne codzienne scenki.
Clou oczywiście leży w fajnym pomyśle belgijskiego ilustratora, Toma Schampa, który te duże strony wypełnia zabawnymi zwierzęcymi bohaterami łażącymi od góry i od dołu. Format jest z resztą na tyle duży, że całej szczegółowej rozkładówki nie sposób na raz objąć wzrokiem - zgodnie z zamysłem autora podążamy więc za drogą, w odpowiednim momencie obracając książkę.
Otto w mieście, czyli tom drugi, jest nieco bardziej skomplikowany i szczegółowy - czyli oczywiście fajniejszy - pojawiają się w nim przekroje poprzeczne budynków i dużo więcej ciekawych bohaterów, więc mimo minimalnej ilości tekstu historii można tu opowiadać niemało.
Chodzi o to, czy wiesz co to. Zwierzęta
Kolejny duży karton, tym razem w formule "dla każdego coś miłego" - mamy tu proste zagadki słowne, rymowanki, labirynt i poszukiwanie szczegółów. Ogólnie jest zwierzakowo i wesoło, czyli dokładnie tak, jak ma być, kiedy odbiorca ma jakieś dwa czy trzy lata.
Matka sama się zastanawia, co takiego przyciąga takie wielkie smoki do tej, było nie było, prościutkiej książeczki, i wychodzi na to, że po pierwsze ilustracje są naprawdę spoko, po drugie zaś Potwory raz na jakiś czas lubią poczuć się bardzo mądre i odpowiedzieć na zagadkę o szalonym wręcz stopniu skomplikowania, jak chociażby "Ciągle kwacze, lata, pływa; jak się taki ptak nazywa?". Ale przyznać trzeba, że czarno białe strony z poszukiwaniem szczegółów już tak banalnie proste nie są.
Pozostałe odsłony:
KARTONOVE LOVE! 999 KIJANEK I CO BY TU WTRĄBIĆ
KARTONOVE LOVE 2: MOJA PIERWSZA ENCYKLOPEDIA OBRAZKOWA, KOALA NIE POZWALA I MNIAM!
KARTONOVE LOVE 3: SMOCZEK LOCZEK, URODZINY PROSIACZKA I INNE