Matka zawsze wiedziała, że są na świecie dzieci, które pięknie przesypiają całe noce właściwie od urodzenia i wstają rankiem radosne jak skowronki. Takie dzieci rodzą się innym ludziom.
Bachory nie śpią. Nie śpią i już – co gorsza, nie śpią właściwie od urodzenia. W ciągu ostatnich pięciu lat na palcach jednej ręki można by policzyć noce, podczas których nie zaliczyliśmy ani jednej pobudki. Mniej więcej co pół roku Matka przechodzi kryzys egzystencjalny i zaczyna rozglądać się za jakimś internatem – najchętniej na innym kontynencie. Gdzieś w Chinach. Tam mogliby od razu pójść do pracy i jeszcze jakieś pieniądze do domu przysyłać. Potem nadchodzi faza wyparcia, kiedy Matka przekonuje samą siebie, że przecież wcale nie jest tak źle. Najczęściej konieczna jest do tego asysta co najmniej jednej butelki wina. W końcu przychodzi rezygnacja i akceptacja własnego losu oraz głęboka nienawiść do wszystkich, którzy nie muszą każdej nocy parokrotnie zwlekać się z łóżka. Słyszycie? Nienawidzi was Matka!
Przez pierwsze dwa lata swojego życia Precel budził się każdej nocy od czterech do ośmiu razy, wstając przy tym o piątej rano, z dokładnością szwajcarskiego zegarka i z uśmieszkiem na swym okrągłym licu. Nie chciał w nocy pić, nie chciał jeść, nie chciał być noszony, nic nie chciał – ot, trzeba go było poklepać i zasypiał znowu. Żadne tam histerie czy lęki nocne, tak się budził po prostu, cholernik jeden. A o piątej z łóżeczka zaczynały dobiegać radosne pochrumkiwania.
Gdy o siódmej rano otwierała się w naszej okolicy pierwsza kawiarnia, Ojciec stał już pod wejściem w blokach startowych, z delikwentem przytroczonym w chuście, zaś pani za barem witała go radosnym „Dzień dobry, kawka taka jak zwykle?” Gdy pewnego dnia Ojciec i Matka prawie jednocześnie zbudzili się o piątej dwadzieścia, biegli do łóżeczka z szaleństwem w oku, w głębokim przekonaniu, że bachor nie żyje. Taki żarcik zdarzył się niestety tylko raz. Kluska wstawała rano może i trochę później, ale za to wieczorami nie było większych szans, żeby małpiszon zasnął bez walki. W tym okresie nocne pobudki zlewają się Matce w głowie w jakiś niekończący się stan półletargu.
Potem nadeszła nowa era – era łóżek z dziurą, przez którą można w nocy wypełznąć niczym pasożyt i powlec się do rodzicielskiego łoża, by tam wysysać ze skatowanych starych ludzi ostatnie soki życiowe, kopiąc ich w nery i waląc łokciem w zęby. I rozpoczęły się wielkie migracje ludów oraz nocny tupot białych mew. Czasem przychodzą wcześniej, czasem później, koniec jest jednak zawsze ten sam – bladym świtem w łóżku leży Ojciec, z łokciem Kluski wciśniętym między zęby, potem sama zainteresowana oraz jej gang trzech pluszowych królików, dalej Precel, rozwalony jak basza, z kończynami rozrzuconymi na wszystkie strony i Matka, dla bezpieczeństwa osłaniająca rękami co cenniejsze narządy wewnętrzne. Gdzieś na tej kotłowaninie leży kot.
Konwersacje w tym temacie bywają uciążliwe. Część rozmówców od razu przewraca oczami.
- Jak to, ciągle przychodzą do waszego łóżka?!
- Normalnie, na nogach.
- Ale co z waszym życiem prywatnym i seksem?!
- Dziękuję, całkiem dobrze.
- Phi, jak tak dalej pójdzie, to będą do was przychodzić jeszcze na studiach!
- Zapraszamy serdecznie, choć jeśli zadzwonią choć raz w tygodniu, to też będzie OK.
Niektórzy kiwają głową ze zrozumieniem, choć po małych uśmieszkach widać, że to ci szczęśliwcy, co trafili na bachory śpiące niczym aniołki. Na szczęście czasem wczesnym rankiem mijamy innych rodziców poruszających się niczym zombie i rzucamy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Na fali tych spojrzeń postanowiła Matka sprawdzić, ilu jest podobnych nam nieszczęśników. I wiecie co? Okazuje się, że wcale nie jesteśmy aż tak bardzo w koziej dupie, jakby się wydawało!
Otóż według badań przeprowadzonych przez National Sleep Foundation 28% przedszkolaków przypełza nocą do rodzicielskiego łóżka (tak, prawie jedna trzecia!), zaś 34% rodziców przedszkolaków budzi się w nocy przez swoje bachory, tracąc średnio jakże cenne 35 minut snu na dobę! Alleluja! Nic tak nie poprawia niewyspanemu człowiekowi humoru z rana, jak świadomość, że inni mają równie źle lub jeszcze gorzej! Choć jeszcze gorzej niż u nas to się chyba nie da… musieliby przychodzić nocą grając na puzonie. Dopóki nie wpadną na ten pomysł pozostaje nam cieszyć się, że nie jest wcale tak źle. Albo inaczej – jest źle, ale statystycznie w normie.
A potem jest trzecia rano, słychać szuranie. Do łóżka wpełza półprzytomny Precel, rzucając zaspane „Hejka!”, i wpycha swoje zimne stopy pod matczyny koc. A Matka przykrywa go, również półprzytomnie, i uśmiechają się oboje.
Jeżeli Wasze bachory również katują Was nocami, to nie jesteście sami. Piątka!
Jeżeli zaś jesteście z tych rodziców, których słodziutkie aniołeczki przesypiają calutkie noce, to napiszcie proszę do Matki wiadomość prywatną zawierającą dokładny adres, żebyśmy wiedzieli, gdzie wysłać odciętą głowę konia.
P.S. Która pozycja u Was najczęściej? U nas "H is for hell".