Na plaży siedzimy. Słońce grzeje miło, ale nieprzesadnie. Bachory od kilku dobrych godzin na przemian zbierają kamienie i wodorosty z taką pasją, jakby był to co najmniej skarb Atanaryka, i wrzucają je do morza bez chwili zastanowienia. Okazjonalnie występuje histeria, bo wiaderko się zgubiło albo patyk jest niedostatecznie długi. Normalnie znaczy się.
A jednak nienormalnie. Nikt matki za nogę nie ciągnie. Nikt nic nie chce. Ani piciu, ani pomóż mi, ani nic zupełnie. No, może czasem ktoś prosi o popilnowanie wyjątkowo cennego kamienia. No więc zgadnijcie, co robi Matka, korzystając z tego błogostanu. a) poświęca się rozrywce intelektualnej, czytając z dawna wyczekiwaną powieść b) poświęca się rozrywce intelektualnej, rozwiązując zadania logiczne c) poświęca się odmóżdżającemu i syzyfowemu zajęciu, jakim jest walka z niekończącym się zalewem zdjęć.
No, zgadliście. Wakacje są więc w ramach blogowej zapchajdziury przed Wami foty z marca. Tak, tak, wiemy. Lato idzie, a my tu foty z Tatr. No co poradzić, taki mamy klimat. Matka obiecuje poprawę, będzie szybciej walczyć z wiatrakami.