No do jasnej, ciężkiej cholery. Za każdym razem, gdy wraca Matka z nową kartonówką pod pachą, to myśli sobie "no dobra, ale ta to już naprawdę była ostatnia". No bo jak, takie wielkie smoczyska w domu, wyżarte i odkarmione na ludzkiej krwawicy, wyedukowane po pachy, ą, ę i słowa czterosylabowe, a tu książeczka kartonowa? No serio? Otóż serio. No więc poprzednia miała być ostatnia, ale tak się jakoś złożyło...
Kolejna odsłona kartonowego cyklu zawiera - głównie dzięki mantrze "nie potrzebujesz, nie potrzebujesz", którą Matka recytuje w kółko z zaciśniętymi oczami przechodząc koło księgarni - jedynie jedną nową pozycję. Cała reszta to kartonówki, które wygrzebaliśmy z domowego archiwum przy okazji porządków okołoprzeprowadzkowych i które, jak można się było spodziewać, przeżywają prawdziwy renesans, wywindowane na skrzydłach nostalgii. Nie będziemy ściemniać - sporo żeśmy odsiali totalnego chłamu, bo wydawcy najwyraźniej uznają, że gwałcenie poczucia estetyki oraz rytmu uchodzi na sucho w przypadku małych dzieci, jednak znaleźliśmy też prawdziwe perły. Zacznijmy jednak od nowości.
Smoczek Loczek - Bardzo straszna czkawka
Smoczek Loczek zaatakował Matkę znienacka. Znaczy znalazł się oczywiście w naszym zestawieniu fajnych jesiennych premier książkowych, bo po pierwsze bardzo lubimy inne pozycje autorstwa Piotra Nowackiego, po drugie zaś idea komiksu dla maluchów jest bardzo bliska matczynemu sercu, ale przecież nie dla nas to - nie dla takich wyjadaczy, co czytują Hugo czy Adventure Time...
Więc wędruje Matka po targach książki, wędruje, oczy zaciska, mantruje sobie, aż tu bach - Smoczek Loczek. No i jak tu przejść, nie biorąc do ręki? Wydanie takie ładne, czcionka duża, w sam raz, żeby Precel sam czytał... no i jakoś tak się stało, że Smoczek sam wskoczył Matce do torebki, słowo! I wiecie co? Od razu uśmiechy na twarzach potworów, od razu śmiech, bo przecież wiadomo co będzie - czkawka będzie, proszę państwa, i to potworna!
Książeczka jest bardzo przyjemnie wydana, na grubym kartonie, w niewielkim kwadratowym formacie, rysowana bardzo prosto, czytelna i jednocześnie zabawna (no dobra, zabawna jak dla dwulatka, cudów tu nie wymagajmy). Doprawdy niczego więcej nie można oczekiwać po komiksie dla najmłodszych czytelników. No i jest przekrój poprzeczny smoka.
Pierwsze urodziny prosiaczka / Drugie urodziny prosiaczka
Fajnie było przez krótką chwilę, bo mniej więcej w okolicach pierwszych urodzin Precla Prosiaczek obchodził swoje Pierwsze urodziny, mniej więcej rok później obchodził kolejne, a potem wszystko się posypało i Prosiaczek doznał metrykalnego opóźnienia - Trzecie urodziny ukazały się ze sporym poślizgiem, a na czwarte czekamy do dziś. Fajnie by było, w sam raz na czwarte urodziny Kluskozaura. No ale co zrobisz? Nic nie zrobisz (choć Czerwony Konik zapowiada niedługo Prosiaczka i pojazdy. No dooobra, darowanej świni w ryjek zaglądać nie będziemy).
Ola Woldańska-Płociństa to jest u nas w domu człowiek - instytucja. Co narysuje, to nam się podoba. Nie można przecież nie lubić prosiaczka, tego małego marudka, odrobinkę malkontenta, odrobinkę romantyka, oraz całej gromadki jego dziwacznych gości. Pierwsza impreza relacjonowana jest w bardzo oszczędnie, paroma zaledwie słowani, jak na książkę dla roczniaka przystało. Goście przychodzą, prezenty przynoszą, borsuk wyskakuje z tortu - dzień jak co dzień. Drugie urodziny mają już nieco więcej tekstu i bardziej skomplikowane ilustracje, całość zaś rozchodzi się o to, że solenizant nie może się zdecydować, na co ma właściwie ochotę. Brzmi jak dwulatek, prawda? No.
Little Monster's Book of Opposites
Nie ma co sobie palców strzępić na klawiaturze, bo prostszej książeczki chyba być nie może. Wot, przeciwieństwa. Duży i mały, otwarty i zamknięty, no sami wiecie. Nic specjalnego, a jednak mały czarno-biały potwór w czerwonym kubraczku bardzo się u nas spodobał. Pewnie dlatego, że zawsze wygląda nieco ponuro, nawet jak się cieszy - trochę jak Kłapouchy. Pocieszna to kartonówka, niewielka, urocza, prosta, pełna intensywnych kolorów. Matka parę razy próbowała już się z nią pożegnać, jednak bystre kluskowe oko zawsze wypatruje pasiastego stworka na kupce książek do wydania i jakoś tak się dzieje, że mały potwór wraca na półkę.