Rant na Infamous Second Son

header castlevania

Przyznam, że po nowej konsoli Sony nie spodziewałem się "nie-wiadomo-czego". Tak jak przy przeskoku z dwójki na trójkę, tak i tutaj zafundowano nam lepszą grafikę - i właściwie tyle. Do zestawu startowego dorzucano Killzone'a, którego musiałem wyłączyć po 30 minutach, tak bardzo nie moja bajka. No i przyszło czekanie na coś fajnego, w co można zagrać, co wyciągnie pierwsze soki z procka Sony. Czekałem na Infamous.

Pierwsze dwie części tej serii kupiły mnie w całości. Świetny protagonista, fajne miasta, spoko fabuła, niezły klimacik - czego tu nie lubić? Doszło nawet do tego, że dwójkę kupiłem w zestawie ekskluzywnym - czy jak to się tam nazywa - żeby dostać plecaczek. Jedyny taki wyskok w moim życiu (a plecaczek w międzyczasie zgubiłem...). Tak więc z niecierpliwością czekałem na nową odsłonę Niesławnego.

Nowy bohater, Delsin Rowe, jest niestety z gruntu nijaki. Bywa zabawny i wkurzający, kiedy ktoś napisze mu taki dialog, ale to zdarza się rzadko. Jego brat jest naiwnym i jednowymiarowym policjantem, który pomaga mu chyba tylko z dobroci serca. W sumie jedyną ciekawą postacią jest tutaj główna zła - Brooke Augustine, która taka zła do końca nie jest. Jakoś tak mi się skojarzyło z trzecim Assassin's Creedem, gdzie główny przeciwnik był fajniejszy od protagonisty i nie świadczyło to dobrze o tym tytule (i chyba nie było zamierzone).

Delsin Float
Siłą napędową każdej odsłony Infamous jest otwarte miasto i superbohater, który w nim hula. Tak jest i tutaj. Do tego Delsin ma moc kopiowania mocy innych, jak Peter Petrelli z serialu Heroes. Tutaj zaczynamy od mocy dymu, co pozwala nam strzelać do przeciwników, szybować czy strzelać rakietami. Dalej dostajemy inne moce, choć większość ma te same składowe, a różni je grafika - bo to, czy strzelamy dymem, pikselami czy neonowym światłem ma ten sam efekt. Jeden plus drugiej pozyskiwanej w czasie gry mocy (neonu) to szybkie przemieszczanie się po mieście, łącznie z pionowymi ścianami. Samo zaś miasto - tutaj Seatle - jest spore i nawet zróżnicowane. Mamy wieżowce, stare kamienice i Chinatown... No, to tak jak w jedynce.

SEATTLE1
Dobra, pomarudzilim, ale prawdę powiedziawszy nie jest tragicznie (pamiętacie, że Killzona wyłaczyłem po pół godziny grania?). Całość wciąga, historia jest nawet interesująca, choć przewidywalna, łącznie z wątkiem brata policjanta - niestety. Moce ciekawe, choć niewiele z nich wyciągnięto. Co ciekawe, całą grę "na pałę" można przejść w 4/5 godzin, ale nie o to chodzi w takim tytule - fajnie jest porobić misje poboczne, poszukać znajdziek, zrobić jakieś grafitti. O, to jest fajne. Projekty grafiti, które robi Delsin, są zazwyczaj w porządku, niekiedy świetne. Taki wanna-be Banksy.

Delsin rocket
No i jest jeszcze system karmy, czyli jak dobzi/źli jesteśmy. Jeśli grałeś w poprzednie części, to nic się nie zmieniło. Jeśli nie grałeś, to wyjaśnię ci to łopatologicznie - ktoś leży, co robisz? Leczysz go - jesteś dobry. Kopniesz go - jesteś zły. Co to zmienia? Zakończenie i możliwe rozwinięcia dla mocy (nieznacznie). Czyli w sumie nic. Choć złe zakończenie jest ok, to w porównaniu z poprzednią częścią zachwytów nie ma.

Podsumowując - dostałem to samo w ładniejszym papierku. Niby lubimy te piosenki, które już znamy, ale fajnie by było posłuchać je w coverze westernowym czy reagge. Nie jest tak naprawdę źle, ale dobrze też nie jest. Trzeba poczekać na nowego Assasina, choć pewnie znowu będzie odgrzewany kotlet. Jak żyć, panie Premierze?

 

Podobało ci się? Przeczytaj też:
Tags: ,