Trąby i fanfary, bo właśnie rozpoczynamy nowy cykl na blogu: krakowskie muzea z dziećmi. Tutaj dowiecie się, gdzie ukulturalnić bachory, nie ryzykując przy tym obrażeń fizycznych i traumy. Pokażemy Wam muzea, które się dzieci nie boją - przyjazne, otwarte i ciekawe (albo nie - ale wtedy wytkniemy je palcem!). Przyjrzymy się ekspozycji, udogodnieniom, ofercie edukacyjnej i menu muzealnych kawiarni, czyli rzeczy o absolutnie fundamentalnym znaczeniu dla każdego małolata.
Jesteśmy prawdziwymi wyjadaczami jeśli chodzi o męczenie Potworów muzeami. Co więcej, bez większego trudu udało się Matce sprawić, że wyprawa do muzeum jest przez bachory postrzegana jako zajęcie atrakcyjne i pożądane. "Jak to zrobiłaś, Matko?!" - pytają reporterzy w blasku fleszy. Sprawa jest prosta. Jeśli chcesz, by twoje dziecko czytało - czytaj. Jeśli chcesz, żeby jadło zdrowo - jedz zdrowo. A jeśli chcesz, żeby chętnie chodziło do muzeum - sami sobie odpowiedzcie. Dla tych, którzy chcieliby, ale się boją, przygotowaliśmy poradnik jak przetrwać z dzieckiem w muzeum. Tak więc, bez dalszych ceregieli, przedstawiamy dzisiejszy gwóźdź programu: muzeum sztuki współczesnej MOCAK na krakowskim Zabłociu. Już sama nazwa wyszła im świetna, prawda?
MOCAK - Museum of Contemporary Art in Krakow
A co tam mają ciekawego?
Mnóstwo! Nie bez kozery jest MOCAK królem na naszej prywatnej liście krakowskich muzeów. Właściwie to wszystko jest tu ciekawe - począwszy od ekspozycji stałej, gdzie żelaznym elementem każdej wizyty jest dwadzieścia minut spędzone w fenomenalnym dziele Stanisława Dróżdża "Między" (tak, w dziele, wchodzi się do środka), poprzez czasówki, którymi MOCAK stoi, na samym budynku skończywszy. A budynek to nie byle jaki - wielki, pełen wysokich otwartych pomieszczeń, ze szklaną podłogą, która jest ciekawsza niż wszystkie obrazy razem wzięte. Nie ma tu małych, ciemnych sal pełnych małych, nudnych eksponatów. Jest rozmach, jest przestrzeń. Dzieł jest zazwyczaj niewiele, ale za to dużych - łatwiej się na nich skupić, zatrzymać się na parę sekund, przekrzywić głowę w zdumieniu i pobiec dalej.
Co polecamy konkretnie? Do MOCAKa chadzamy przede wszystkim na czasówki, więc musicie sobie ofertę sprawdzić na bieżąco na ich stronie. O tu. Jednak - choć zabrzmi to jak propaganda - zawsze jest fajnie. Serio. Chodzimy na wszystko, od Hasiora po współczesną sztukę japońską. Odpuściliśmy jedynie "Zbrodnię w sztuce" z obawy o delikatne oczęta naszego niewinnego narybku.
Nie dotykaj!
Czynnik, nazwany roboczo "nie dotykaj i nie biegaj", może każdą wizytę w muzeum przekształcić w koszmar. Dlatego kochamy MOCAK - nie ma tam gablot, nie ma ciasnoty, łatwo ogarnąć niszczycielskie zapędy bachorów. Jasne, wiele dzieł leży na podłodze w zasięgu brudnej małej łapy, ale przy niewielkim rodzicielskim wysiłku da się wszystko ogarnąć. Obsługa pilnująca jest bardzo fajna, miła i uśmiechnięta (przymknęli nawet kiedyś oko na jedzenie na sali). Ostatnio potwory biegały po ekspozycji uzbrojone w baloniki i nikomu to nie przeszkadzało. Raz zaledwie Preclowi zgłoszono, że nie powinien czołgać się pod dziełem, raz też nie pozwolono klepać ręką pomalowanej na czarno ściany, która okazała się być częścią ekspozycji. Poza tym cud, miód i orzeszki.
Zajęcia dodatkowe
Są, a i owszem, liczne i różnorodne. Niestety przeznaczone zazwyczaj dla dzieci od lat 5 lub 7, nie mieliśmy więc jeszcze okazji skorzystać. W ramach projektu Muzeum Dzieci organizowane są wykłady, warsztaty, ferie, zabawy i oprowadzania dla dzieci. Innymi słowy jacyś mili ludzie, zapewne wykształceni humaniści, poświęcają czas na to, żeby zabawiać nasze bachory - what's not to like? Czekamy niecierpliwie aż do tego dorośniemy. No bo któż nie chciałby projektować śnieżnej machiny czy kryjówek dla zwierząt? Matka by chciała, ale jakoś tak głupio przyjść bez dziecka.
Udogodnienia i zniżki
Jak na współczesne muzeum przystało, MOCAK zadbał o przewijak w toalecie i windę dla osób, które przyjechały z wózkiem. Choć miejsc parkingowych przed samym budynkiem jest niewiele, nigdy nie mileliśmy problemów z parkowaniem, chociażby w okolicznych uliczkach. Gratis otrzymujemy postindustrialne klimaty jednej z najbardziej hipsterskich dzielnic Krakowa. Ale wróćmy do tematu - biblioteka MOCAKu przygotowała fajną przestrzeń edukacyjną dla dzieci z poduchami, miejscem do rysowania i fajnymi książkami. Bachory do lat 7 nie płacą, zaś na właścicieli Małopolskiej Karty Rodzinnej czekają spore zniżki. Alternatywnie można przyjść we wtorek, wtedy wszystko jest za darmo.
Kup mi coś!
"Chce mi się jeeeść! Jestem głoooodny! - jęczą bachory po pięciu minutach zwiedzania. Idziemy więc do Mocak Cafe. I tu foch mały - foszek właściwie, bo mamy do tej kawiarni pecha. A to coś się zepsuło i można zamówić jedynie paluszki, a to czekamy pół godziny na precla z mozarellą i pomiorami suszonymi, którego w końcu dostajemy podgrzanego do 500 stopni... Za to jest dużo miejsca, szerokie kanapy, klocki drewniane i książki. Po sąsiedzku ulokował się Mocak Bookstore z fajną ofertą książek dla dzieci.
MOCAK w pigułce:
- obsługa pilnująca bardzo fajna
- przezroczysta szklana podłoga, hicior nad hiciory
- dużo miejsca, zwiedza się bezpiecznie
- kilka fajnych dzieł na ekspozycji stałej
- potwory lubią biegać przez budynkiem, zwłaszcza gdy jest sezon na dmuchawce
Chodźcie więc do MOCAKu tłumnie, bo warto.
Wpis możecie przeczytać także na: