Opresyjny jest ten początek roku, cały na niedoczasie i na bezdechu. Ze wszystkich stron małe, codzienne pożary do ugaszenia, małe tajfuny do przeczekania. Kiedy już wszyscy mamy zupełnie dość, kiedy skaczemy sobie do oczu o byle drobnostkę, jak zwykle z pomocą przychodzi Bill Watterson, autor Calvina i Hobbesa. Reality continues to ruin my life - oświadcza Calvin, i Matka kiwa głową z uśmiechem. Amen.
A potem wystarczy stanąć trochę z boku, spojrzeć na siebie i stwierdzić, że przecież jest okej. Ciągle, nieodmiennie jest okej. Chociaż Babcia jest bardzo chora, Precel siedzi w domu z ciężkim zapaleniem ucha, wylewki ruszają się na dylatacji, terminy naciągnięte są do takiej niemożliwości, że za chwilę pękną w szwach, chociaż część rzeczy jest już nieodwracalnie nienaprawialna. A jednak Potwory ratują codzienność, jak zwykle. Jasne, przez połowę czasu człowiek ma ochotę pójść do zoo i podmienić je na parę wściekłych mandryli, w głębokim przekonaniu, że dom będzie dzięki temu czystszy i spokojniejszy. Ale są też inne chwile.
Kiedy Matka wieczorami sprzecza się z Preclem o to, kto będzie grał Indiana Jonesem, a kto Muttem. Wszyscy zawsze chcą grać Indianą. Wiadomix.
Kiedy w parku jakaś pani z córeczką pyta Kluskę, jaka jest jej ulubiona księżniczka. A Kluska jest nieco zaskoczona, zastanawia się przez chwilę i w końcu przypomina sobie, że zna jakąś księżniczkę. "Księżniczka Leja!" odkrzykuje radośnie - i tym razem to pani jest zaskoczona.
Kiedy Precel, zamiast nieustannie eksploatowanego Pana Tik-Taka, w końcu puszcza na cały dom Florence and the Machine. A potem z surową miną wręcza Matce mandat za zbyt długie pracowanie.
Kiedy Matka przysłuchuje się, jak Kluska opowiada mrożące krew w żyłach historie o tym, że Wisła zamarzła, więc pływające w niej ogromne rekiny nie mogą już zjadać ludziów.
Kiedy Precel, zapytany o wymarzony prezent, życzy sobie paczkę klamerek do prania, a następnie tworzy z tych klamerek dziwne rzeźby zwierząt.
Kiedy Matka ma w końcu moment by przedrzeć się przez tony zdjęć - na razie jeszcze jesiennych, listopadowych. Gdzieś tam w czeluściach Internetu jest podobno kilku czytelników, którzy najbardziej lubią te blogowe fotopodsumowania. No to macie.
PS. Wyniki konkursu Adventure Time będą jeszcze dziś, tylko późno. Słowo Matki.