Jakiś czas temu przyszła do nas po raz pierwszy nowa znajoma. Posiedzieliśmy, pośmialiśmy się, a potem na odchodnym ona z pewną ulgą powiedziała coś w tym stylu - Jakie to szczęście, że u was jest jednak tak ... normalnie. Bo patrząc na bloga myślałam, że straszny porządek tu macie. I śmiała się Matka tak mocno, że prawie z krzesła spadła.
Porządek. Ha! No błagam Was! Porządek! Czy rzeczywiście tak jest, że na blogu widać tylko cudowne wnętrza jak z katalogu, pełne ekologicznych mebli i edukacyjnych drewnianych zabawek, a wszystkie fiszerprajsy i inne plastiki poupychane są wstydliwie pod łóżkiem? No dobra, czas na chwilę prawdy. Porządek w naszym domu występuje jedynie w kilku sytuacjach. Po pierwsze w piosence z audiobooka Pan Kuleczka, gdzie Krzysztof Globisz nuci "Porządek, porządek to wróg zwierzątek". Bardzo sobie Potwory upodobały tę mrucznakę. Po drugie porządek występuje w wersji elektronicznej, łypiąc na Matkę z ekranu komputera w postaci artykułów takich jak ten, które sprawiają, że Matka w duszy obiecuje sobie poprawę (a także obiecuje sobie, że będzie miała kiedyś w domu bibliotekę z drabinką taką. Piękna jest.)
I wiecie co? Czyta Matka, czyta, podziwia sprytne rozwiązania i nawet się udaje część z tych nich wprowadzić w życie. Przykładowo wielkie kosze na pluszaki to podstawa udanej współegzystencji z bachorami pod jednym dachem. Inaczej Ojciec dostałby niewątpliwie postępującej wścieklizny. Ojciec to w ogóle jest zdania, że pluszaki stanowią największą katastrofę na naszej planecie od czasu wyginięcia dinozaurów i przy każdej możliwej okazji syczy, że należy się wszystkich pozbyć w ciemno. A niech sobie syczy. Swoją drogą odkąd wprowadziliśmy trzy duże kosze na pluszaki mniej ukochane (bo najukochańsze śpią oczywiście w łóżkach), to życie Ojca zrobiło się odrobinkę przyjemniejsze.
Po kilku miesiącach nierównej walki udało nam się również zapanować nad tak zwaną drobnicą, czyli tonami plastiku. Z DUPLO było najprościej, bo załadowaliśmy je po prostu do wielkiego przezroczystego pudła. I prawda jest taka, że spoczywa tam najczęściej nieruszane, bo Potwory powoli przestawiają sie już na mniejsze klocki. Ale jak raz na jakiś czas wyciągamy pudło na środek pokoju, to jest istny szał. Wiecie, ten mechanizm "nie widziałem tej zabawki od tygodnia, o rany, jak ja za nią tęskniłem, będę się teraz bawił jak oszalały póki mi ręce nie odpadną". Tak, dzieci tak mają. Grzechem byłoby nie wykorzystać do wypicia porannej weekendowej kawusi w spokoju. Precel zresztą ostatnimi czasy niczego by nie robił tylko z LEGO budował. Prawdziwy plastic crack. Nawet ulubione playmobilowe walki rycerzy jakoś rzadziej się odbywają, co pozwoliło na oddelegowanie figurek do poręcznego kuferka.
Z książkami jest znacznie gorzej - tutaj walka bywa całkowicie nierówna i zastanawia się Matka, czy nie jesteśmy na z góry przegranej pozycji. Bo wiecie, tych książek przybywa, przybywa i przybywa... a potem przybywa ich trochę więcej. Jak żyć?! Był taki mroczny okres, gdy piętrzyły się na podłodze pokoju dziecięcego w dwóch równych stosach. I to był dramat, bo nie dość, że nie można się było dostać do tych ksiąg na spodzie, to jeszcze stosy rosły i rosły i dramatycznie zagrażały warunkom BHP. Kiedy już w końcu poddaliśmy się i nabyliśmy kolejną sporą szafkę aż do sufitu, myślała Matka, że miejsca będzie miała tyle, że ho, ho! Że Potwory wypełzną do podstawówki, a na naszym regale będzie nawet trochę miejsca na książki szkolne. I co? Psińco. Poustawialiśmy równiutko wszystkie księgi z podłogi i ani jednej wolnej półeczki nie zostało. Nie ma wprawdzie szans, żeby stały poukładane kolorystycznie czy wielkościowo, ale przynajmniej się człowiek nie potyka.
Ale wszystkie te rozwiązania wydają się Matce ledwie połowiczne. Prawda jest taka, że pod koniec tygodnia, przed rytualnym sobotnim sprzątaniem, rozgrywa się u nas w domu mała apokalipsa. Na szczęście już niedługo. Remont nowego mieszkania dobiega końca i szykując się mentalnie do przeprowadzki siedzi Matka w przyszłym dziecięcym pokoju i planuje. Oczyma duszy już widzi, jak tu pięknie - wiecie, dużo zdrobnień w głowie. Łóżeczka, dywanik, biureczka, może jakiś płócienny namiot, wesoła tapeta, takie tam szmery bajery. Prawda jest taka, że potrzebna nam SZAFA. Nie jakaś tam szafka, o nie, szafa z prawdziwego zdarzenia. Wielka jak Meksykanin z filmu Rodrigueza. Sami wiecie, jaki on był. Szafa, która ujarzmi nasz domowy bajzel, która sprawi, że plastikowe badziewie nie będzie wylewać się z pudeł na podłogę, która zmniejszy entropię dziecięcego pokoju do znośnego poziomu. O, tu będzie:
Z tą myślą w głowie przeznaczyła Matka całą ścianę na tę właśnie królową wszystkich szaf. A jeszcze trzeba wymyślić, jak to wszystko rozplanować w środu, żeby miało ręce, nogi i ogromną ilość półek. Trochę się Matka o projektowaniu szafy naczytała - wiecie, że fajne są moduły, odrębne strefy, że rzeczy często używane powinny być łatwo dostępne. A potem głowie zrodziła się wizja. O taka. No i teraz dopomóżcie Matce przekonać samą siebie, że to są naprawdę optymalne rozwiązania.
1. Pudła na pierdoły - takie, których używa się raz na ruski rok. Kostiumy karnawałowe, skarpety narciarskie. Takie tam. Na to miejsca nigdy dość.
2. Kluskowa "strefa dziewczyńska", czyli miejsce na sukienki i inne wisiadła wieszakowe. Na razie wiele tego nie ma, ale myślmy przyszłościowo. Będzie, oj będzie.
3. Kluskowe półki na bluzki, spodnie itp.
4. Kluskowe szuflady na bieliznę, piżamy, akcesoria.
5. Wielkie wysuwane kosze albo pojemniki na plastikowe durnostojki, które zawalają nam dom, a Potwory regularnie po nie sięgają. Młot Thora, maski stormtrooperów, jeden kosz bankowo na drewniane kolejki i akcesoria do nich. Innymi słowy wszystko, co kotłuje się na poniższym zdjęciu. Być może zamiast 4 wielkich koszy wygodniejsze będzie 8 mniejszych - co sądzicie?
6 oraz 7. Półki na puzzle, zestawy kreatywne i rosnącą w astronomicznym tempie kolekcję gier planszowych. Obecnie zalegają na górze szafy, co nie jest rozwiązaniem ani bezpiecznym, ani wygodnym. Precel zawsze usiłuje poradzić sobie sam, co naturalnie oznacza, że ze wszystkich dostępnych planszówek wybierze właśnie tę na samym dole, grożąc zawaleniem całego stosu. A w naszej królowej wszystkich szaf będą półki, półki i jeszcze raz półki na wszystkie te mniejsze i większe pudełka.
8. Preclowe szuflady na bieliznę, piżamy i tym podobne.
9. Preclowe półki na ciuchy
10. Zapasowe miejsce na nie wiadomo co, ale jara się Matka niemożebnie samą świadomością, że można mieć w szafie wolne miejsce. To cud będzie.
Taki jest plan. Realizacja już za chwileczkę, już za momencik, bo panowie kładący podłogi (przez Potwory zwani "kładziarzami") zakończyli właśnie kawał dobrej roboty. Teraz tylko pomalować i jazda z tą szafą. A skoro już pojawił się temat przeprowadzki i dziecięcego pokoju, to chyba więcej tego będzie w najbliższym czasie. W ankiecie wiele osób wspominało, że pokój bachorów jest sprawą interesującą, więc może coś Matka o tym remoncie jeszcze spłodzi. Chcecie?
Jak pewnie zauważyliście, linki w tym wpisie prowadzą do poradników Magazynu Westwing Home and Living, zaś sam artykuł jest wynikiem naszej współpracy. Matka ma na Westwingu konto już gdzieś od czterech lat i często podgląda trwające tam kampanie, co zaowocowało między innymi zakupem szałowych pomarańczowych lamp, które pewnie zobaczycie nieraz na blogu jak już wykończymy salon. Tylko nie mówcie Ojcu, bo to niespodzianka. Pomarańczowy jest jego ulubionym kolorem...